Wrocław od kilku lat znajduje się w ścisłej czołówce najdroższych miast w Polsce pod względem opłat za odbiór, transport i zagospodarowanie odpadów komunalnych. Tłem obecnej drożyzny był głośny, ciągnący się miesiącami przetarg na obsługę systemu, w którym złożone przez firmy oferty przekroczyły możliwości finansowe miasta – roczne koszty miały sięgnąć ponad 500 mln zł, czyli około 300 mln zł więcej niż w poprzednim budżecie. Oferenci wysłali około 250 pytań dotyczących specyfikacji, złożono kilkadziesiąt odwołań do Krajowej Izby Odwoławczej oraz skarg, które do dziś rozstrzygane są przez sądy. Unieważnienie przetargu uratowało wrocławian przed natychmiastową, drastyczną podwyżką, ale na pewno nie rozwiązało problemu.
- Wrocław płaci więcej – jak działa mechanizm quasi-dumpingu cenowego
- Te same firmy, różne stawki: Chrzanów i Warszawa tańsze niż stolica Dolnego Śląska
- Kto zarabia na śmieciach, a kto dopłaca? Koszty dla wrocławskich rodzin i pytania do UOKiK
Miasto, by zapewnić ciągłość odbioru odpadów, sięgnęło jakiś czas temu po zamówienia z wolnej ręki. W takiej sytuacji pozycja negocjacyjna samorządu w oczywisty sposób słabnie, a duży, stabilny rynek, jakim jest Wrocław, staje się dla firm odpadowych idealnym miejscem do zawierania wysokomarżowych umów, nawet mimo podzielenia miasta na kilka okręgów. Na obiektywne czynniki kosztowe (paliwo, energia, płace, wymagania recyklingowe) nakłada się więc coś jeszcze: gotowość miasta do płacenia bardzo wysokich stawek i uzależnienie od kilku dużych graczy.
Wrocław płaci więcej – jak działa mechanizm quasi-dumpingu cenowego
To właśnie na tym tle coraz wyraźniej widać mechanizm, który można określić jako quasi-dumping cenowy. Firmy odpadowe startujące w przetargach w całej Polsce potrafią na jednych rynkach agresywnie zaniżać ceny – po to, by wygrać postępowanie – a następnie „odbić” sobie straty, oferując zdecydowanie wyższe stawki tam, gdzie samorząd ma ograniczone pole manewru.
Porównywanie konkretów nie jest proste, bo gminy czy też operatorzy systemu różnie konstruują zamówienia: osobno wyceniają odbiór, transport, zagospodarowanie, czasem łączą frakcje, innym razem je rozdzielają. Mimo tego z publicznie dostępnych danych wyłania się dość czytelny obraz: te same podmioty potrafią na mniejszych rynkach oferować stawki nawet o kilkadziesiąt, a w niektórych frakcjach o kilkaset procent niższe niż we Wrocławiu.
Te same firmy, różne stawki: Chrzanów i Warszawa tańsze niż stolica Dolnego Śląska
Spójrzmy na Chrzanów i działający na jego terenie Związek Międzygminny Gospodarka Komunalna, gdzie w 2024 roku przetarg na odbiór i zagospodarowanie odpadów wygrało konsorcjum z udziałem ENERIS. Za kompleksową usługę (odbiór, transport i zagospodarowanie) bioodpadów we Wrocławiu ta sama firma wyceniała tonę na 1 310 zł, podczas gdy w Chrzanowie – na 746 zł. W przypadku tworzyw sztucznych, metali i opakowań różnica jest jeszcze bardziej uderzająca: 1 410 zł za tonę we Wrocławiu wobec 725 zł w Chrzanowie. Przy przeterminowanych lekach skala rozjazdu sięga tysięcy złotych: 11 000 zł za tonę we Wrocławiu kontra 5 800 zł w Chrzanowie. W kluczowych frakcjach oznacza to różnice od około 70 do niemal 100 procent – przy tym samym wykonawcy.
Kiedy do tego zestawienia dołożymy warszawskie przetargi na samo zagospodarowanie odpadów, obraz staje się jeszcze bardziej niepokojący. W stolicy wspomniana firma oferowała w 2024 roku zagospodarowanie zmieszanych odpadów komunalnych w widełkach 549–599 zł za tonę, w zależności od zadania. Tymczasem we Wrocławiu łączna cena odbioru, transportu i zagospodarowania zmieszanych odpadów oraz innych frakcji przekracza 1 300 zł za tonę. Nawet jeśli część różnicy można przypisać kosztom transportu, lokalnej logistyce czy specyficznej strukturze zabudowy, trudno wytłumaczyć tak wysokie stawki wyłącznie „obiektywnymi” uwarunkowaniami. W połączeniu z trybem zamówień z wolnej ręki oraz faktem, że Wrocław jest jednym z największych i najbardziej pożądanych rynków odpadowych w Polsce, coraz bardziej prawdopodobne staje się, że to właśnie tutaj firmy nadrabiają to, co „oddały” w mniejszych gminach.
Kto zarabia na śmieciach, a kto dopłaca? Koszty dla wrocławskich rodzin i pytania do UOKiK
Ekonomiczny efekt takiego układu jest prosty: agresywnie niskie ceny w jednych gminach rekompensowane są wysokimi stawkami w innych, a rachunek za tę strategię ponoszą mieszkańcy Wrocławia. Każda tona bioodpadów, plastiku czy przeterminowanych leków wyceniona o kilkaset złotych drożej niż w innych częściach kraju to realne pieniądze, które znikają z domowych budżetów wrocławskich rodzin, wspólnot i spółdzielni. Pojawia się więc szereg pytań: dlaczego to właśnie Wrocław ma de facto subsydiować dumping cenowy na innych rynkach, ile rocznie statystyczna rodzina traci na zawyżonych stawkach za śmieci, jakie zmiany w prawie zamówień publicznych mogłyby ograniczyć takie praktyki i wreszcie – co w tej sprawie robią instytucje odpowiedzialne za ochronę konkurencji i konsumentów, z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów na czele.
Dopóki różnice cen sięgają kilkudziesięciu procent, a Wrocław utrzymuje się w czołówce najdroższych miast pod względem opłat za odpady, mieszkańcy mają pełne prawo czuć, że płacą nie tylko za własne śmieci.