Debata Prezydentów Miast
REKLAMA
REKLAMA
Lokalny PIT
Jednoznacznie za tym rozwiązaniem opowiedział się W. Tyszkiewicz, gdyż czym więcej swobody w samorządzie, tym lepiej. Teraz mieszkaniec uważa, że mu się wszystko należy, więc lokalny PIT pełniłby funkcję edukacyjną. Byłby też bardziej przewidywalny, pozwalałby planować. Za największy problem samorządów uznał nakładanie zadań bez finansowania. Decyzje finansowe powinny być podejmowane na jak najniższym szczeblu: to samorządy najlepiej wiedzą, jakie są potrzeby mieszkańców. R. Grobelny i M. Olszewski stwierdzili, że podatek lokalny nie stanowi clou dyskusji. Prezydent Poznania mówił, że o samodzielności samorządu decyduje sposób wydatkowania pieniędzy i podkreślał, że musi być ich na tyle dużo, aby można było realizować zadania. Lokalny PIT pozwoli nie zabierać samodzielności na skutek zmian ustawowych, zwiększy bezpieczeństwo i stabilność samorządów oraz świadomość mieszkańców. Wiceprezydent Warszawy widział główny problem w określeniu usług, jakie powinien realizować samorząd. Lokalny PIT jest pułapką przy zadaniach funkcjonalnych, dotyczących głównie dużych miast (transport, edukacja, kultura), bo nie można ich zbilansować opłatą od użytkowników. Mieszkańcy są mobilni, dlatego jest pytanie, jak realizować zadania w obszarze metropolitalnym. Lokalny PIT to temat złożony również dla T. Ferenca: trzeba brać pod uwagę miejscowości biedne, z wysokim bezrobociem.
REKLAMA
Rola radnych
REKLAMA
Tu zarysowały się dwa modele – oba się sprawdzają i mają zalety, ale na coś trzeba się zdecydować. R. Grobelny zauważył, że radni nie skupiają się na budowaniu strategii, tylko zajmują codziennością, drobiazgami. A jeśli mają być wciągnięci w zarządzanie, musieliby być zawodowi i trzeba wrócić do modelu sprzed 2002 r. Polska poszła w odwrotnym kierunku: jest mniej radnych, a nie dostają więcej pieniędzy. Jeśli nie wynagradzamy radnego za dobrą pracę, to musi zostać społecznikiem. Z zawodowymi radnymi trzeba się zastanowić, by nie mieszać modeli. Istotnym aspektem jest liczba radnych: im ich więcej, tym bliższy kontakt z mieszkańcami. Polityczność radnych przeszkadza, ale to mieszkańcy powinni wybierać mniej partyjne osoby. Również W. Tyszkiewicz mówił, że to ludzie decydują o upolitycznieniu rad. Politycy od zawsze byli, są i będą; ważne tylko, żeby z nimi dyskutować merytorycznie, partnersko. W gminach poniżej 100 tys. mieszkańców polityki jest mało. Rada powinna pełnić rolę doradczą, kontrolną i strategiczną. To kwestia odpowiedzialności: dziś mają ją Prezydenci, a od radnych jedynie otrzymują informacje.
M. Olszewski bronił obecnego systemu – skopiowały go od nas m.in. Chorwacja i Węgry. Jest zwolennikiem jasnych podziałów między egzekutywą a legislatywą: ten, kto kształtuje reguły, nie powinien być ich wykonawcą. Ale zgadzał się z pozostałymi mówcami, że to ludzie decydują o stanowisku radnego i wspomniał o okręgach jednomandatowych, mogących chronić przed upolitycznieniem. Wiceprezydent Warszawy nie chciał przesadzać z profesjonalizacją radnych – mają wgląd w sytuację w mieście, przekazują uwagi, doskonalą system, stanowią vox populi, są od bieżącego kontaktu z mieszkańcami. Od radnych oczekiwał kontrolowania, od urzędników – bycia profesjonalistami, a od Prezydenta – informacji, czy uwaga radnego jest słuszna.
Zupełnie inaczej podszedł do sprawy T. Ferenc: negatywnie oceniał startowanie partii w wyborach samorządowych. Podał wzorcowy przykład USA, gdzie odbywają się wybory na burmistrza i zastępców, rada liczy 7 osób, każdy ma swoje zadania i wybierany jest w innym terminie, co pół roku. Działa więc zasada stałego dobierania. Radni muszą wiedzieć, co się dzieje w mieście, ale nie mogą równocześnie prowadzić biznesu – mają być zawodowi i w mniejszej liczbie.
Zobacz również: Mazowsze stawia na sektor finansowy i telekomunikację
Łączenie gmin i likwidacja powiatów
REKLAMA
Temat ten nie wywołał kontrowersji. W. Tyszkiewicz i T. Ferenc opowiedzieli się za likwidacją powiatów (dublują zadania z gminami, mają niewielkie dochody), a R. Grobelny – zmniejszeniem ich liczby. Zadania powiatów mogłyby realizować duże gminy. Żyjemy w czasach zmian technologicznych, które przestają wiązać załatwienie sprawy z konkretnym miejscem, a wiele można uzyskać via Internet. To wymaga zmian w systemie. Choć powstały lub istnieją historycznie społeczne struktury powiatowe, których nie wolno lekceważyć.
T. Ferenc wysoko ocenił propozycję z raportu „Samorząd 3.0”. W 2003 r. włączył miejscowości okalające do Rzeszowa; proces ten będzie kontynuowany. Miasto powiększyło się: do 53 km2 dołożono 63 km2. Nowe podmioty w granicach Rzeszowa skorzystały z jego inwestycji. Prezydenci mówili, że małe gminy, liczące 4-5 tys. mieszkańców nie mają racji bytu i nie mogą się rozwijać. Łączenie musi być robione odgórnie, metodą „kija i marchewki”: należy wyznaczyć datę i normę, która ma być spełniona, a jak do konsolidacji dojdzie wcześniej, gminy dostaną konkretne pieniądze. Można dyskutować, czy optimum to 40 tys., czy 25 tys. osób, ale na pewno nie 5 tys.
M. Olszewski – na potrzeby dyskusji – zajął inne stanowisko. Powołując się na przykład Francji (37 tys. gmin) oraz Czech (4 tys. gmin, często po 500 mieszkańców, niechętne łączeniu), dowodził, że samorząd to szczebel najbliżej obywateli i istnieje obawa, że zepsujemy lokalne więzi. Pomysł podobał mu się z perspektywy kosztów funkcjonowania, ale przy gminie powyżej 50 tys. mieszkańców jest trudniejsza komunikacja z obywatelami. Za ważniejszy od likwidacji powiatów i łączenia gmin uznał przegląd zadań szczebli. Postawił też pytanie, gdzie osoba ma płacić podatki, jeśli jest członkiem paru wspólnot. R. Grobelny dodał, że gminy okalające duże miasto często są od niego bogatsze i pojawia się problem współodpowiedzialności za realizację zadań.
Wynagradzanie urzędników
Jak zauważył M. Olszewski, zarządzanie kadrami zawsze budzi kontrowersje, a problem ten mają wszystkie kraje. Prezydenci jednogłośnie podzielili jego tezę, że dobrzy pracownicy muszą być adekwatnie wynagradzani i profesjonalni. W Warszawie zrobiono wartościowanie stanowisk, audyt, określono zadania i porównano płace do rynku. W. Tyszkiewicz poszedł jeszcze dalej, mówiąc: „społeczeństwo oczekuje, by urzędnik był dobrze wykształcony, znał świetnie języki, sprowadzał inwestorów i pracował za średnią krajową. A tak się nie da. Urzędnicy utrzymują się sami za swoją pracę, skończmy z utopią, że my utrzymujemy urzędników. Bardziej zależy mi na dobrych zarobkach pracowników niż moich własnych”. T. Ferenc akcentował odpowiedzialność pracowników: „samorządy inwestują za wiele milionów złotych i decydują, czy wszystko będzie dobrze funkcjonować. Do tego trzeba zdobywać dobrych fachowców i im płacić”. R. Grobelny też jest co do tego przekonany: „wolę, jak jest część stała pensji i nagrody, bo mogę motywować tym do pracy. Te reguły powinny być transparentne”.
Referenda
Zwolenników nie mają, choć mogą być bardzo różne. T. Ferenc nie martwi się próbami odwoływania Prezydentów, bo to paraliżowałoby jego decyzje. Zdaniem R. Grobelnego, najbardziej dyskusyjny jest próg w referendum o odwołanie burmistrza. Taka sytuacja powinna być wyjątkowa i po wydarzeniu, wymagającym interwencji. Progi są potrzebne, aby nie dopuścić do 2 referendów, które miałyby inne wyniki i w jednym wzięłoby udział pięć osób, a w drugim – dwie. Mogą się stać niebezpiecznym narzędziem ze względu na pokusę rozpisywania kontrrefrendów. W. Tyszkiewicz zwracał też uwagę, że w referendach jest dużo populizmu, a lekceważy się problem odpowiedzialności: jeśli mieszkańcy mają wybór między budową drogi do nowej fabryki a basenu, wybiorą basen. Jeśli źle oceniają Prezydenta, to należy go odwołać w wyborach.
System planowania
System planowania określono jako tragiczny, a przygotowanie planów – gehenną za względu na oprotestowywanie każdej decyzji. Zwracano uwagę na złe ukonstytuowanie generalnych zasad, brak możliwości elastycznych działań i dokonywania zmian. R. Grobelny podkreślał, że samorządy kontestowały obecną ustawę o zagospodarowaniu przestrzennym: planowanie to kompetencja organu uchwałodawczego, a nie egzekutywy. M. Olszewski nawoływał do zakończenia debaty o pryncypiach, a rozpoczęcia prac nad przepisami.
Kadencyjność
Prezydenci jednoznacznie opowiedzieli się przeciw tej zasadzie. R. Grobelny przypominał, że nie ma w Europie przykładów na jej obowiązywanie w samorządzie. Kadencyjność dotyczy tylko organów najwyższego szczebla. Wtórował mu W. Tyszkiewicz, argumentując, że w Polsce kadencja jest w ogóle krótka: trwa 4 lata, podczas gdy w Niemczech od 6 lat. T. Ferenc tłumaczył, że np. strefę ekonomiczną o powierzchni 300 ha przygotowuje się o wiele dłużej niż jedna czy dwie kadencje. Trzeba więc zwracać uwagę na inwestycje. Wszyscy byli zgodni, że to ludzie decydują, czy wybrać danego włodarza. Ale nie będzie najlepszych, jeśli nie będziemy ich zabezpieczać. Tam, gdzie obywatel płaci podatki, powinien decydować, kto ma rządzić daną gminą. Przykładowo, Burmistrz Bytomia Nadodrzańskiego wygrywa 90% większością od wielu kadencji i to właśnie jest demokracja, której tak chcieliśmy. Prezydent Nowej Soli rozważał jednak, że ponieważ rządzący Prezydent ma więcej narzędzi, to jeśli startowałby na drugą kadencję, powinien zdobyć min. 55%, a jego konkurent – 45%. R. Grobelny postawił tezę, że polityczni Prezydenci mają często problemy z własną partią, a kadencyjność wysunęli sami politycy, którzy bez niej nie wygrają wyborów: gdyby ją wprowadzono, zwolni się miejsce dla zawodowych polityków. Dodał, że w kilkuset gminach nie ma w ogóle chętnych na stanowisko wójta, a 1/3 burmistrzów co 4 lata ulega zmianie.
Podsumowanie
M. Olszewski: W raporcie jest takie zdanie: „jak państwo powinno wpływać na samorząd?”. Tymczasem ideałem byłoby, gdyby to samorząd oddziaływał na państwo.
T. Ferenc: Dalszy dobry rozwój współpracy między urzędami centralnymi a samorządem.
W. Tyszkiewicz: Mamy prawie 25 lat funkcjonowania samorządu i nadszedł najwyższy czas, by go zmieniać. Potrzeba odwagi w reformowaniu samorządu i państwa. Pragnąłbym, aby coś z raportu „Samorząd 3.0” można było wprowadzić w życie. Trzeba zrobić coś z Samorządowymi Kolegiami Odwoławczymi, bo działają przeciwko samorządom. To instytucja szkodliwa.
R. Grobelny: Zdecentralizowała się Skandynawia i tam kryzys przebiega słabiej. Kluczem jest rzeczywista decentralizacja, oparta na wierze, że samorząd jako grupa mieszkańców jest w stanie odpowiedzialnie realizować zadania i nie jest głupszy od decydentów, którzy mu je przydzielają.
Polecamy serwis: Rozwój i promocja
REKLAMA
REKLAMA