Jakie są przyczyny niedofinansowania zadań oświatowych
REKLAMA
REKLAMA
MAREK OLSZEWSKI
REKLAMA
wójt gminy Lubicz, współprzewodniczący Zespołu Edukacji Kultury i Sportu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego
REKLAMA
Samorządy od czasu przejęcia roli organu prowadzącego borykają się corocznie z problemem niedofinansowania zadań oświatowych. Część oświatowa subwencji ogólnej, naliczana dla jednostek samorządu terytorialnego, nie odpowiada rzeczywistym kosztom prowadzenia szkół i placówek. Obecnie stosowany algorytm podziału sprawia, że pogłębiają się nieuzasadnione różnice w finansowaniu jednostek samorządu terytorialnego prowadzących różne typy szkół. Gminy wiejskie są ponadto obciążone kosztami dowożenia uczniów, zwykle w znacznie większym stopniu niż wynika to wprost z zapisów ustawy o systemie oświaty.
Przyczyny najgłębszych problemów powstają właśnie na styku systemu finansowania oświaty w Polsce i organizacji sieci szkolnej. Obecnie system podziału pieniędzy na prowadzenie szkół pomiędzy jednostki samorządu terytorialnego oparty jest na tzw. bonie oświatowym, to znaczy, że każdy uczeń przynosi jednostce samorządu terytorialnego konkretną kwotę, która powinna wystarczyć na opłacenie kadry pedagogicznej i obsługi szkoły. Może być ona wystarczająca, ale jedynie wtedy, gdy uczniowie nie są rozproszeni w zbyt wielu małych szkołach. W przeciwnym razie subwencja oświatowa nie wystarcza nawet na pensje dla nauczycieli, o pozostałych kosztach nie wspominając. Subwencja oświatowa, zależnie od samorządu, stanowi od 30 proc. do 70 proc. jego budżetu. W tych kwotach wydatki na nauczycielskie wynagrodzenia przekraczają często 80 proc., a w wielu gminach subwencja oświatowa nie starcza nawet na wynagrodzenia. Ten fakt pokazuje, jak potrzebne jest bardziej dokładne ustalenie rzeczywistych kosztów prowadzenia szkół przez samorządy.
REKLAMA
Uzależnienie bowiem wysokości subwencji od liczby uczniów jest oderwane od szkolnej rzeczywistości. Obecnie mamy niż demograficzny, który nie przekłada się na zmniejszenie zatrudnienia wśród nauczycieli. Kiedy ubywa 3-4 uczniów, liczba klas, a zatem i nauczycieli, nie zmniejsza się, ale wysokość subwencji tak. Nauczyciel uczy bowiem konkretną liczbę uczniów. Dlatego też algorytm podziału subwencji powinien być przede wszystkim powiązany z liczbą nauczycieli. Ponadto resort edukacji powinien w końcu wyraźnie powiedzieć, czy zgadza się na likwidację małych szkół. Podczas wprowadzania obecnego systemu finansowania były wyraźne wytyczne: pieniądze idą za uczniem, ale preferujemy duże, dobrze wyposażone szkoły ze świetnymi pedagogami. Każdy bowiem wie, że mała szkoła jest droga, a duża - tańsza w utrzymaniu.
Rok 2008 może przynieść jeszcze bardziej dramatyczne wydarzenia dla szkół i prowadzących je samorządów. W projekcie ustawy budżetowej na przyszły rok przyjęto, że subwencja wzrośnie o 850 mln zł. Tymczasem, jeśli nauczyciele mają otrzymać obiecane podwyżki, to subwencja powinna być większa o co najmniej 1 mld 300 mln zł. Resort wyliczył, że 1 proc. podwyżka dla nauczycieli kosztuje 340 mln zł. W swoich obliczeniach resort jednak nie uwzględnia dodatków, będących pochodną wynagrodzenia zasadniczego, a zgodnie z Kartą Nauczyciela wypłacanych przez samorządy. Resort bierze pod uwagę tylko koszt podwyżki wynagrodzenia zasadniczego. Gdy zsumuje się koszt zwiększenia wynagrodzenia zasadniczego i wynikający z tego wzrost wysokości pochodnych, to okazuje się, że podwyżka jest większa o ok. 2 proc.
Jednak biorąc pod uwagę niedofinansowanie podwyżek wynagrodzeń w roku 2007 o 1 mld zł oraz wzrost niedofinansowanych zadań oświatowych w ostatnich latach, kwota przewidziana w projekcie ustawy budżetowej na rok 2008 powinna być o 2 mld zł wyższa. Brak takich funduszy nie wróży dobrze polskiej oświacie na najbliższą przyszłość.
JG
REKLAMA
REKLAMA