Ograniczenie we wnoszeniu odwołań
REKLAMA
Zmiany wprowadzone uchwaloną przez Sejm 13 kwietnia 2007 r. nowelizacją ustawy Prawo zamówień publicznych podzieliłbym na dwa rodzaje. Jeśli chodzi o zakres zmienianych regulacji, jak też o sam fakt zmiany ustrojowo-instytucjonalnej, zdecydowanie największą zmianą jest wprowadzenie, po raz pierwszy w Polsce, instytucji rozstrzygającej spory z zakresu zamówień publicznych, w której zasiadają zawodowi arbitrzy.
Nie możemy jeszcze powiedzieć, czy określenie zawodowi odnosić się będzie tylko do faktu, iż zasiadanie w Krajowej Izbie Odwoławczej stanie się jedynym źródłem utrzymania sędziów, czy też także do merytorycznego poziomu rozpraw i wydawanych wyroków. Jako częstego klienta zespołów arbitrów oczywiście bardziej cieszyłyby mnie profesjonalne wyroki i uzasadnienia.
Niestety, ważniejszą i o wiele bardziej doniosłą zmianą w prawie zamówień publicznych jest decyzja o ograniczaniu prawa do wnoszenia odwołań do Krajowej Izby Odwoławczej. Nawet najlepszy organ odwoławczy nie wywrze znaczącego wpływu na poziom sektora zamówień publicznych, jeśli będzie nieużywany.
Nowe brzmienie art. 184 ustawy Prawo zamówień publicznych stanowi bowiem, iż odwołanie przysługuje tylko w przypadkach, w których wartość zamówienia jest równa lub przekracza kwoty określone w przepisach wydanych na podstawie art. 11 ust. 8 Prawa zamówień publicznych. Są to kwoty 137 tys. euro oraz 211 tys. euro dla dostaw lub usług. Zmiana ta, w zakresie praktycznych jej skutków, jest w mojej opinii prawie tożsama z wyłączeniem stosowania ustawy do wyżej wymienionych progów, będących przecież odpowiednikiem nawet ok. 800 tys. zł.
Już samo ograniczenie możliwości wnoszenia odwołania tylko w postępowaniach, w których wartość zamówienia jest równa lub przekracza 60 tys. euro, spowodowało, iż wielu zamawiających masowo wróciło do stosowania postanowień specyfikacji istotnych warunków zamówienia, z których wcześniej musieli zrezygnować na skutek orzeczeń zespołów arbitrów. Po wejściu w życie nowelizacji spodziewam się drugiej fali zupełnie arbitralnego kształtowania np. opisów przedmiotu zamówienia. Uczestnicy rynku niemal zgodnie przyznają, iż jakakolwiek kontrola przetargów, poza kontrolą w trybie odwołań, jest iluzoryczna. Czy ktoś słyszał o umowach w sprawie zamówień publicznych, których nieważność stwierdził sąd powszechny?
Ustawodawca pod płaszczykiem usprawniania realizacji zamówień publicznych w Polsce i podniesienia stopnia absorpcji środków unijnych de facto zrezygnował ze skutecznego stosowania regulacji prawa zamówień w wielu branżach. O ile zamówienia na roboty budowlane prawie zawsze przekroczą progi tzw. wartości unijnych, to jest wiele branż, które niemal w całości wyłączone zostają spod mechanizmów kontroli. Co z tego, że ogłoszenie o wyposażaniu urzędu miasta w sprzęt komputerowy ukaże się w biuletynie zamówień publicznych z odpowiednim wyprzedzeniem, a zamawiający będzie wymagał stosownych referencji i innych dokumentów, jeśli na końcu drogi zwycięzcą przetargu okaże się nie wykonawca, który złożył najkorzystniejszą ofertę, ale ten, któremu udało się przekonać zamawiającego do odrzucenia, pod byle pretekstami, pozostałych oferentów.
Przykładu nie należy szukać daleko: ostatnio zwrócił się do mnie z prośbą o poradę przedsiębiorca, którego ofertę odrzucono z tego powodu, że podpisał ją prokurent. Zamawiający zarzucił mu brak dokumentu pełnomocnictwa, choć oczywiście wraz z ofertą złożony został wypis z KRS zawierający adnotację o ustanowieniu prokury. Niestety, protest przedsiębiorcy nie został uwzględniony, a wartość postępowania była niższa niż równowartość 60 tys. euro. Zamówienie zgarnął ktoś inny! Bez kontroli procesu udzielania zamówień publicznych stosowanie ustawy Prawo zamówień publicznych staje się pozorne. Na znaczeniu traci też powołanie Krajowej Izby Odwoławczej.
PIOTR TRĘBICKI
radca prawny prowadzący zespół zamówień publicznych w Kancelarii Gessel
REKLAMA
REKLAMA