P. Czarnek zapowiada 20% podwyżki. Ale pieniędzy może nie starczyć dla nauczycieli dyplomowanych. Odejdą na wcześniejsze emerytury?
REKLAMA
REKLAMA
Aktualizacja artykułu. Także w poniedziałek minister podał informacje o podwyżkach dla nauczycieli dyplomowanych w 2024 r. Jest szansa dla nich na pensję na poziomie około 4000 zł netto. Szczegóły w artykule:
REKLAMA
Poniżej pierwotna treść artykułu
20% podwyżki dla nauczycieli
Fragment wywiadu Przemysława Czarnka dla PAP, w którym minister zapowiada podwyżki:
REKLAMA
PAP: Zacznijmy od pieniędzy, bo one ustawiają stan rzeczywistości: jeśli tak się złoży, że Zjednoczona Prawica wygra wybory, a pan pozostanie na stanowisku szefa MEiN, to czy będzie w zbliżającym się roku szkolnym i akademickim więcej środków na edukację i naukę, niż w mijającym?
"Prof. Przemysław Czarnek: Pieniędzy będzie dużo więcej, tak, jak to się dzieje od początku rządów Prawa i Sprawiedliwości – mowa o dodatkowych kilku miliardach na naukę i szkolnictwo wyższe. Nadchodzący rok będzie rekordowym także jeśli chodzi o zwiększenie subwencji oświatowej, ale, po prostu – rozwijamy się.
PAP: Nauczyciele są pewnie ciekawi, czy będą mieli wyższe pensje, czy pojawią się jakieś konkretne nagrody jubileuszowe.
P.C.: Zwiększamy subwencję oświatową, przede wszystkim z przeznaczeniem na podwyżki dla nauczycieli. One będą nawet ponad 20-procentowe dla tych najmniej zarabiających, nie jestem pewien, czy wobec tych najlepiej zarabiających osiągniemy 20 proc,. ale będzie to na pewno kilkunastoprocentowa podwyżka, większa, niż wynosi inflacja. Będą też duże środki inwestycyjne, tak samo, jak do tej pory: już 13,7 mld zł. zapewniliśmy na inwestycje w oświacie, czyli na poprawę warunków pracy nauczycieli. Proszę przyznać, że to "nieco więcej", niż wydali nasi poprzednicy, którzy zaledwie ok. 3 mld. zł. przeznaczyli na te cele w czasie ośmiu lat swoich rządów. Te środki będziemy systematycznie zwiększać."
Co wynika z zacytowanego fragmentu wywiadu?
Analiza fragmentu wywiadu prowadzi do następujących wniosków:
REKLAMA
1) Minister edukacji zapowiedział podwyżki 20%, ale tylko dla najmniej zarabiających nauczycieli. Tymi są obecnie nauczyciela początkujący. Ich pensje, to 3690 zł brutto i 2846 zł netto/na rękę. Po podwyżce o 20% ta pensja bez dodatków wyniosłaby 4428 brutto i 3348,04 zł netto. Byłyby to kwoty o około 100 zł niższe niż w 2023 r. zarabiają nauczyciele dyplomowani.
Nie wiadomo, czy na podobną podwyżkę mogą liczyć nauczyciele mianowani. W 2023 r. ich minimalna pensja bez dodatków, to 3890 zł brutto i 2982 zł netto/na rękę. Ich pensje netto są wyższe o 136 zł od nauczycieli początkujących.
2) Minister uczciwie przyznał, że podwyżki o 20% nie mogą być pewni nauczyciele najlepiej zarabiający. Tymi są nauczyciele dyplomowani, którzy w 2023 r. mają na poziomie gołej pensji (bez dodatków) 4550 zł brutto i 3432 zł netto/na rękę. W przypadku podniesienia pensji o 12,3% (tyle zadeklarował premier Morawiecki) w 2024 r., pensje minimalne nauczycieli dyplomowanych wyniosą 5109,65 zł brutto i 3813 zł netto/na rękę). W stosunku do 2023 r. jest to podwyżka pensji o około 381 zł netto.
Wcześniejsze emerytury
W wywiadzie ministra edukacji warto zwrócić na fragment dotyczący wcześniejszych emerytur dla nauczycieli. Oto on:
"PAP: Właśnie, co z tymi nauczycielami – wciąż słyszy się, jak bardzo ich w całej Polsce brakuje.
P.C.: Mamy 701 tys. nauczycieli, a zgłoszeń wakatów na pełne etaty jest zaledwie ok. 2200., czyli jakieś 0,3 proc. To jest, mniej więcej, tak, jakby w szkole, w której jest zatrudnionych stu nauczycieli, brakowało matematyka na 0,3 etatu. W ogóle ogłoszeń o wakujących godzinach jest 1600 mniej, aniżeli przed rokiem o tej porze.
PAP: To w czym tkwi problem, jeśli, pana zdaniem, go nie ma?
P.C.: Problem polega na kłamliwych tezach stawianych przez Związek Nauczycielstwa Polskiego. Twierdzę, że ZNP zajmuje się tylko tworzeniem chaosu na potrzeby polityczne. Tymczasem nie mamy żadnego dramatu, mamy dużo więcej pieniędzy w oświacie, mamy dużo wyższe wynagrodzenia, mamy wielkie inwestycje, mamy bon na laptop dla nauczyciela, dodatkowe wynagrodzenie i nie mamy żadnej zapaści, jeśli chodzi o wakaty. Więcej – spodziewamy się odwrotnego problemu, już za 2-3 lata, bowiem będzie coraz mniej uczniów, więc także mniej pracy, mniej godzin dla nauczycieli.
PAP: Będzie wtedy płacz?
P.C.: Płaczu nie będzie, gdyż – jako odpowiedzialny rząd, jako odpowiedzialne państwo – przywróciliśmy emerytury nauczycielskie, które nauczyciele utracili z 2009 rokiem. Pamiętajmy, że rządził wtedy Donald Tusk i Katarzyna Hall."
Z ww. fragmentu wynika, że rząd postawił na wcześniejsze emerytury nauczycieli. Nauczyciele za kilka lat mając "gołą" pensję bez nadgodzin, prawdopodobnie sami będą rezygnowali z zawodu wybierając świadczenia przedemerytalne.
Kup teraz: Miesięcznik Poradnik rachunkowości budżetowej
Pełna treść wywiadu ministra edukacji (bez ingerencji redakcji)
PAP: Zacznijmy od pieniędzy, bo one ustawiają stan rzeczywistości: jeśli tak się złoży, że Zjednoczona Prawica wygra wybory, a pan pozostanie na stanowisku szefa MEiN, to czy będzie w zbliżającym się roku szkolnym i akademickim więcej środków na edukację i naukę, niż w mijającym?
Prof. Przemysław Czarnek: Pieniędzy będzie dużo więcej, tak, jak to się dzieje od początku rządów Prawa i Sprawiedliwości – mowa o dodatkowych kilku miliardach na naukę i szkolnictwo wyższe. Nadchodzący rok będzie rekordowym także jeśli chodzi o zwiększenie subwencji oświatowej, ale, po prostu – rozwijamy się.
PAP: Nauczyciele są pewnie ciekawi, czy będą mieli wyższe pensje, czy pojawią się jakieś konkretne nagrody jubileuszowe.
P.C.: Zwiększamy subwencję oświatową, przede wszystkim z przeznaczeniem na podwyżki dla nauczycieli. One będą nawet ponad 20-procentowe dla tych najmniej zarabiających, nie jestem pewien, czy wobec tych najlepiej zarabiających osiągniemy 20 proc,. ale będzie to na pewno kilkunastoprocentowa podwyżka, większa, niż wynosi inflacja. Będą też duże środki inwestycyjne, tak samo, jak do tej pory: już 13,7 mld zł. zapewniliśmy na inwestycje w oświacie, czyli na poprawę warunków pracy nauczycieli. Proszę przyznać, że to "nieco więcej", niż wydali nasi poprzednicy, którzy zaledwie ok. 3 mld. zł. przeznaczyli na te cele w czasie ośmiu lat swoich rządów. Te środki będziemy systematycznie zwiększać.
PAP: Ciekawa jestem, jakie to inwestycje zostały zrealizowane, albo będą realizowane w najbliższym czasie, które w sposób realny poprawią warunki pracy nauczycieli.
P.C.: W ubiegły poniedziałek byliśmy w Ostrowi Mazowieckiej, gdzie budowana jest nowoczesna szkoła i przedszkole za ponad 50 mln. zł., z czego 38 mln. zł. pochodzi z dotacji rządowej. Takich inwestycji jest w całej Polsce mnóstwo – to nowoczesne placówki, w których nauczyciele pracują w doskonałych warunkach. W Kozienicach otworzyliśmy szkołę specjalną. Nowiusieńką, do której dzieci i nauczyciele przeniosą się już 4 września ze starego klasztoru w Opactwie. Z kolei w Węgrowie, w nowoczesnym kompleksie Specjalnego Ośrodka Szkolno - Wychowawczego, zbudowanym także ze środków rządowych, będziemy inaugurować nowy rok szkolny. W szkołach położonych w takich miejscach, jak Jakubowice Konińskie na Lubelszczyźnie, jak gmina Głusk, powstają nowoczesne obiekty – przede wszystkim dla dzieci, ale także z myślą o poprawie warunków pracy nauczycieli.
PAP: Właśnie, co z tymi nauczycielami – wciąż słyszy się, jak bardzo ich w całej Polsce brakuje.
P.C.: Mamy 701 tys. nauczycieli, a zgłoszeń wakatów na pełne etaty jest zaledwie ok. 2200., czyli jakieś 0,3 proc. To jest, mniej więcej, tak, jakby w szkole, w której jest zatrudnionych stu nauczycieli, brakowało matematyka na 0,3 etatu. W ogóle ogłoszeń o wakujących godzinach jest 1600 mniej, aniżeli przed rokiem o tej porze.
PAP: To w czym tkwi problem, jeśli, pana zdaniem, go nie ma?
P.C.: Problem polega na kłamliwych tezach stawianych przez Związek Nauczycielstwa Polskiego. Twierdzę, że ZNP zajmuje się tylko tworzeniem chaosu na potrzeby polityczne. Tymczasem nie mamy żadnego dramatu, mamy dużo więcej pieniędzy w oświacie, mamy dużo wyższe wynagrodzenia, mamy wielkie inwestycje, mamy bon na laptop dla nauczyciela, dodatkowe wynagrodzenie i nie mamy żadnej zapaści, jeśli chodzi o wakaty. Więcej – spodziewamy się odwrotnego problemu, już za 2-3 lata, bowiem będzie coraz mniej uczniów, więc także mniej pracy, mniej godzin dla nauczycieli.
PAP: Będzie wtedy płacz?
P.C.: Płaczu nie będzie, gdyż – jako odpowiedzialny rząd, jako odpowiedzialne państwo – przywróciliśmy emerytury nauczycielskie, które nauczyciele utracili z 2009 rokiem. Pamiętajmy, że rządził wtedy Donald Tusk i Katarzyna Hall.
PAP: Jakie ma pan nowe pomysły na szkołę – Laboratoria Przyszłości już są, Polskę dzieci zwiedziły, więc co dalej?
P.C.: Branżowe centra umiejętności, rozwój szkolnictwa zawodowego, odkrywanie talentów wśród uczniów i szlifowanie tych talentów, udoskonalanie umiejętności, z których słyniemy – czyli matematyki i informatyki. Jednym zdaniem: odpowiedzialna i nowoczesna szkoła przyszłości bazująca na dziedzictwie i tradycji.
PAP: W jaki sposób będziecie wyławiać i szlifować te talenty?
P.C.: Już je wyławiamy, Laboratoria Przyszłości temu służą. W całej Polsce, w większych i mniejszych miejscowościach, dzieci bawią się i uczą, są pochłonięte tym, co im laboratoria oferują i właśnie tam odkrywają swoje talenty. Branżowe centra umiejętności z kolei - 120 najnowocześniejszych w Europie placówek szkolnictwa zawodowego - będą te talenty szlifować w dziedzinach, w których uczniowie będą się kształcić po zakończeniu edukacji w szkołach podstawowych. Podobnie w liceach ogólnokształcących, które będą na jeszcze wyższym poziomie przygotowywać do studiów, uczniowie będą się mogli kształcić w nowoczesnych pracowniach techniczno-informatycznych, gdyż te laboratoria w naszej następnej kadencji będziemy budować także w szkołach ponadpodstawowych.
PAP: Wiemy, jak wyglądają Laboratoria Przyszłości w szkołach podstawowych, ciekawa jestem, jakie będą one w szkołach średnich.
P.C.: Nie wiem, nie znam się na tym, pozostawiam to specjalistom. Pamiętam, że jak po raz pierwszy zobaczyłem takie laboratorium dla podstawówki, to byłem w szoku, bo to takie "cuda-wianki", których nigdy wcześniej w szkołach nie było. Te "cuda-wianki" będą na jeszcze wyższym poziomie w liceach i technikach zawodowych po to, aby talenty odkrywane w szkołach podstawowych mogły być rozwijane w przyszłości. A będą mogły te talenty rosnąć, gdyż nasi eksperci przystąpili już do prac mających na celu odchudzenie podstawy programowej po to, aby było mniej zakuwania, zwłaszcza w klasach starszych – 7-8 i szkołach średnich – a więcej czasu zostało na tzw. miękkie zajęcia.
PAP: Jakie przedmioty zostaną "opiłowane", że pozwolę sobie użyć tego modnego wyrażenia?
P.C.: Nie wiem. Ja jestem ministrem nauki, a nie ekspertem od nauczania biologii, chemii, fizyki, matematyki czy historii. Od tego są eksperci, aby przyjrzeć się podstawie programowej – powtarzam, w klasach starszych w szczególności – i zastanowić, co można ewentualnie wyrzucić za burtę po to, aby wygospodarować więcej czasu na inne zajęcia, także te poświęcone odbudowywaniu wspólnoty, relacji rówieśniczych, ale także odkrywania, na jeszcze większą skalę, talentów, których nie brakuje polskiej młodzieży i polskim dzieciom.
PAP: Kiedy to się stanie? To kwestia najbliższych dwóch-trzech lat?
P.C.: Jestem optymistą i mam nadzieję, że pierwsze efekty będą już za rok. Tak samo, jeśli chodzi o te laboratoria w szkołach ponadpodstawowych – przewiduję na ten projekt 2 lata. Wszystko zależy jednak od tego, jak potoczą się losy wojny na Ukrainie i jakie to będzie miało konsekwencje dla budżetu, ale mam nadzieję, że już wiosną przyszłego roku będziemy mogli ogłaszać – tak, jak to robiliśmy z laboratoriami dla podstawówek – nabór i początek zakupów do laboratoriów dla szkół ponadpodstawowych.
PAP: A dzieci nadal będą poznawać Polskę?
P.C.: Tak, i to na dużo większą skalę. Chcemy zainwestować w program "Poznaj Polskę" dwa razy więcej środków finansowych, niż do tej pory, po to, żeby jeszcze więcej dzieci odwiedzało polskie muzea, miejsca pamięci narodowej, miejsca związane z historią, kulturą, sztuką, spotykały się z tym, co stanowi o polskości i jest powodem do dumy z bycia Polakiem.
PAP: Słyszałam, że chce się pan minister zabrać także za naukę pływania dzieci.
P.C.: Nie ja, to jest program Polskiego Związku Pływackiego z Panią Prezes Otylią Jędrzejczak oraz Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Program bardzo imponuje, zarówno ze względu na szybką analizę problemu, jak także pokazanie, w jaki sposób – szybki i skuteczny – można go rozwiązać. Gdyby udało się wprowadzić modę na kartę pływacką, która mogłaby być wydawana przez wszystkich instruktorów pływania na różnego rodzaju pływalniach i basenach, gdzie uczy się dzieci pływać, gdyby zdobycie takiej karty stałoby się powodem do chwały, w szybkim czasie mielibyśmy dwu-trzykrotnie mniej utonięć na polskich akwenach. W Polsce mamy powyżej 400 utonięć rocznie, to jest dramatyczna statystyka. Są weekendy, podczas których ginie więcej ludzi w wodzie, niż na drogach, a to wynika z faktu, że Polacy nie umieją pływać w stopniu podstawowym, tak, jak ludzie na Zachodzie. A dlaczego nie umieją? Między innymi z tego powodu, że nie ma mody zdobywania kart pływackich. Taka karta nie służy do tego, żebyśmy umieli przepłynąć kraulem lub motylkiem 400 metrów, ale do tego, by dziecko umiało wskoczyć do wody, nie zachłysnąć się przy tym, nie bać się, że woda wleciała mu do wody czy uszu i nie będzie panikować, jeśli straci grunt pod nogami, a przy tym przepłynie choćby 25 m – to często wystarczy, aby nie utonąć. Nieprawdą jest bowiem, że toniemy przede wszystkim z uwagi na alkohol – on odpowiedzialny jest zaledwie za ok. 20 proc. utonięć, pozostałe 80 proc. to byli ludzie, którym wydawało się, że umieją pływać, a nie umieli.
PAP: Przecież i teraz każdy może sobie wyrobić kartę pływacką…
P.C.: Ale to nie jest dziś popularne, więc na tym polega genialny pomysł PZP i WOPR, aby tę modę rozpropagować. I ja temu będę sekundował, zwłaszcza, że basenów i instruktorów dziś jest dużo więcej, niż kiedyś.
PAP: To oznacza, że resort będzie się przyglądał poczynaniom WOPR i PZP z życzliwością, czy może pójdzie za tym coś więcej.
P.C.: Myślę, że trzeba się będzie przyjrzeć prawu i sprawdzić, czy nie warto by było zmienić niektórych przepisów po to, wzmóc zainteresowanie zdobyciem karty pływackiej, ale uważam, że zasadniczym środkiem prowadzącym do tego celu będzie szeroko prowadzona kampania społeczna. Nad całością pracuje już PZP z Prezes Otylią Jędrzejczak i AWF w Warszawie.
PAP: Porozmawiajmy jeszcze o zajęciach z demokracji bezpośredniej, które, jeśli dobrze zrozumiałam, będą prowadzone na lekcjach wychowawczych. Jest już gotowa broszura, którą mieli przygotować dla MEiN ludzie z otoczenia Pawła Kukiza?
P.C.: Zostanie zaprezentowana w połowie września na spotkaniu z kuratorami oświaty, zostanie im wtedy przekazana. To jest niezwykle ważne, by ciągle uczyć demokracji. Dzisiejsza opozycja, tzw. demokratyczna, kwestionuje referendum w sprawach najważniejszych dla Polaków i Europejczyków, a my chcemy pokazać, że naród ma głos, że każdy zwykły obywatel ma głos, i każdy zwykły obywatel jest zwierzchnikiem każdej władzy. W związku z tym idea demokracji bezpośredniej musi zostać w umysłach Polaków zakorzeniona. Mam nadzieję, że uda się tak zmienić prawo konstytucyjne, że umożliwi ono przeprowadzanie referendów, które będą nie tylko wiążącymi opinią Narodu, jak dziś, tylko takimi, na których poddajemy pod głosowanie konkretny przepis i "tak" lub "nie" decyduje o jego wejściu w życie bądź nie. To jest demokracja bezpośrednia w czystej postaci i wiążąca stuprocentowo, bo głos Narodu decyduje o stanowieniu prawa. Wierzę, że uda się stworzyć większość konstytucyjną w Sejmie, aby takie zmiany przeprowadzić.
PAP: Optymista z pana.
P.C.: Przypominam, że większość konstytucyjna nie musi być złożona wyłącznie z posłów Prawa i Sprawiedliwości – mogą to być posłowie Konfederacji i PSL-u, jeśli będą chcieli demokracji bezpośredniej.
PAP: Platformy Obywatelskiej też?
P.C.: Na nią nie liczę, bo oni w ogóle nie mają we krwi idei, jak ma państwo wyglądać i czym jest demokracja, w tym demokracja bezpośrednia. To są ludzie, którzy ślepo wierzą brukselskim elitom działającym pod dyktando niemieckie, z demokratami nie mają nic wspólnego. Jak ten Tusk, który – niczym dyrektor PGR za czasów PRL-u – za "świniaka" będzie nam załatwiał KPO. A KPO nie jest do załatwiania, jest od tego, żeby je Polakom wypłacić, bo to nam się należy na gruncie przepisów prawa. Wystarczy tylko, żeby Unia Europejska przestałą je łamać, żeby na nowo stała się praworządna.
PAP: Mieni się pan minister zwolennikiem demokracji, ale bardzo się oburzył na wieść o tym, że Narodowe Centrum Nauki przyznało grant na badania nad sadomasochizmem i BDSM, choć o przyznaniu finansowania, jak twierdzi NCN, zdecydowali niezależni naukowcy, polscy i zagraniczni.
P.C.: Takie bajki to… wie pani. NCN jest do gruntownego zreformowania, dlatego, że ich sposób przyznawania grantów jest skandaliczny, trzeba go wywrócić do góry nogami i utransparentnić, a pieniądze przeznaczać na autentyczne badania naukowe, czyli odkrywanie prawdy, a nie na babranie się w jakichś świństwach i zboczeniach.
PAP: Cóż, one istnieją, i choćby z tego powodu należy je badać. Pierwsze badania nad seksualnością człowieka także bulwersowały współczesnych.
P.C.: Zgadzam się z panią, nad seksualnością. I takie badania są realizowane na uczelniach w normalny sposób, a nie taki, w jaki proponują autorzy niektórych grantów finansowanych przez NCN.
PAP: A co ze zmianami w ustawie o Polskiej Akademii Nauk, o których się mówi od dawna. Akademia miała przedstawić swój projekt, inny powstawał w pańskim resorcie, co się z nimi dzieje?
P.C.: Niestety, jesteśmy rozczarowani tym, co ostatnio otrzymaliśmy jako projekt, bo ten projekt w rzeczywistości niczego nie zmienia, natomiast PAN wymaga gruntownej reformy zarządzania. Tam jest mnóstwo rewelacyjnie działających instytutów, które finansujemy, ba, zwiększamy ich finansowanie, teraz przekazujemy na nie kolejnych blisko 40 mln zł. Decyzje zostaną podjęte w najbliższych dniach, zresztą na wniosek prezesa Polskiej Akademii Nauk pana prof. Marka Konarzewskiego – wykazał potrzeby w instytutach, które świetnie służą polskiemu społeczeństwu, polskiej nauce, są tam wybitni specjaliści. Ale są też i takie instytuty, które zajmują się wyłącznie polityką, albo wręcz tym, co możemy nazwać śmiało szkalowaniem dobrego imienia Polski i Polaków – ta sytuacja wymaga zmiany.
PAP: W takim razie przed nami trudny, ale i ciekawy rok.
P.C.: Dlatego chciałbym życzyć wszystkim: uczniom, nauczycielom, studentom i wykładowcom akademickim, doskonałego roku szkolnego i akademickiego 2023/24, w którym będzie dużo więcej pieniędzy na edukację i naukę, niż do tej pory. A nade wszystko dużo spokoju.
Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)
Autorka: Mira Suchodolska
REKLAMA
REKLAMA