Nowy system opłat za odpady: krok w stronę ekologii czy powrót do dawnych problemów?

REKLAMA
REKLAMA
Resort klimatu i środowiska zapowiada zmiany, które mają umożliwić gminom różnicowanie wysokości opłat za odpady w zależności od ich masy oraz jakości segregacji. Pomysł, choć zgodny z europejskim trendem "płać za to, co wyrzucasz", budzi jednak wątpliwości – zwłaszcza wśród samorządów, które obawiają się skutków ubocznych w postaci wzrostu kosztów i nielegalnego pozbywania się odpadów.
Nowe przepisy mają przybliżyć system gospodarowania odpadami do zasady "płać za to, co wyrzucasz". Z perspektywy samorządów rozwiązanie to wydaje się racjonalne – premiuje selektywną zbiórkę i ograniczanie ilości wytwarzanych śmieci. W praktyce jednak rodzi pytania o skuteczność nadzoru i ryzyko powrotu do zjawisk, które system przed laty próbował wyeliminować, takich jak nielegalne spalanie lub porzucanie odpadów w lasach. O ocenę proponowanych zmian poprosiliśmy mec. Bartłomieja Tkaczyka, partnera w kancelarii LEGALLY.SMART, specjalizującego się w obsłudze jednostek samorządu terytorialnego.
REKLAMA
REKLAMA
Nowy system opłat za odpady: krok w stronę ekologii czy powrót do dawnych problemów?
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, w 2023 r. przeciętny mieszkaniec Polski wytworzył ponad 370 kg odpadów komunalnych rocznie, a poziom recyklingu utrzymuje się na poziomie ok. 27 proc. – wciąż znacznie poniżej unijnej średniej. W takich realiach skuteczne egzekwowanie zasady "płać za to, co wyrzucasz" może być dla gmin szczególnie trudne.
- Zaletą projektowanego modelu jest większe powiązanie wysokości opłat z rzeczywistym wpływem gospodarstwa domowego na środowisko. Przy odpowiednim przygotowaniu technicznym i edukacyjnym mogłoby to stanowić krok w stronę bardziej sprawiedliwego systemu. W wielu krajach Unii Europejskiej – m.in. w Niemczech, Austrii czy Holandii – takie rozwiązania funkcjonują z powodzeniem, jednak ich skuteczność wynika z rozbudowanej infrastruktury pomiarowej oraz wysokiej świadomości ekologicznej mieszkańców. W Polsce ryzyka są bardziej złożone. Wdrożenie systemu opartego na masie odpadów oznacza dla gmin konieczność zakupu nowego sprzętu, ewidencji i systemów wagowych, co w krótkim okresie może podnieść koszty funkcjonowania gospodarki odpadami. Wymaga to też zaufania społecznego – bez niego każda zmiana w sposobie naliczania opłat może spotkać się z próbami obchodzenia przepisów. Z punktu widzenia samorządów kluczowe będzie więc zachowanie ostrożności i etapowość działań. Sama idea „płać za to, co wyrzucasz” jest słuszna i spójna z kierunkiem europejskim, ale jej wdrożenie w realiach polskich wymaga wsparcia państwa – zarówno finansowego, jak i organizacyjnego. W przeciwnym razie ryzykujemy nie tylko wzrost kosztów administracyjnych, lecz także spadek zaufania mieszkańców i powrót problemu dzikich wysypisk – wyjaśnia mec. Bartłomiej Tkaczyk, partner w kancelarii LEGALLY.SMART.
Jak dodaje, to odpowiedni moment, by pomyśleć o rozsądnym kompromisie między ekologią a realiami administracyjnymi – tak, aby system opłat za odpady nie tylko motywował mieszkańców, ale też wspierał samorządy w realizacji celów środowiskowych.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA



