Wrocław bogate miasto z biednym myśleniem. Kto naprawdę utrzymuje stolicę Dolnego Śląska?

REKLAMA
REKLAMA
Wrocław nie jest biednym miastem. To bogate miasto, które funkcjonuje jak ktoś z wysoką pensją i stałym debetem na rachunku: zarabia dużo, ale w praktyce cały czas żyje „na styk” i regularnie dopłaca do własnej codzienności długiem.
- Kluczowy podatek dochodowy PIT
- Ilu nas tu naprawdę mieszka, a ilu za to płaci?
- NFZ z Sielc i leczenie we Wrocławiu
- 3 miliardy złotych różnicy rocznie
- 100 tysięcy to nie kosmos. A nawet… nie potrzeba aż tylu
- To nie jest science fiction. tak działają już prywatne firmy
- Prawo nie nadąża, formularz blokuje
- To dopiero początek: pozostałe przychody i koszty pod lupą
Kluczowy podatek dochodowy PIT
W projekcie budżetu na 2026 rok dochody Wrocławia to ok. 8,46 mld zł, wydatki – ok. 9,40 mld zł.
Deficyt: ok. 940 mln zł. Prawie miliard „na minusie”.
Klucz leży w jednym wierszu: około 4,5 mld zł z tego to udział Wrocławia w podatku PIT. To nie jest „jakiś” podatek. To jest tlen tego miasta.
Reszta – CIT, podatki lokalne, opłaty, subwencje – oczywiście ma znaczenie, ale w praktyce działa jak dodatki, łaty, kroplówki. Bez PIT nie ma Wrocławia w takim kształcie, do jakiego przywykliśmy.
REKLAMA
REKLAMA
Ilu nas tu naprawdę mieszka, a ilu za to płaci?
Oficjalnie, w różnych dokumentach, miasto operuje populacją ok. 670 tysięcy mieszkańców (to poziom „administracyjny”, często używany w komunikacji i zestawieniach).
Równolegle w analizach i debacie publicznej funkcjonują szacunki realnej liczby osób przebywających i korzystających z miasta na co dzień, wynikające z danych demograficznych, edukacyjnych i mobilnościowych, na poziomie ok. 890 tysięcy. To nie jest liczba „z sufitu”, tylko wniosek z wielu wskaźników: dojazdów, liczby uczniów i studentów, usług miejskich i przepływów ludności.
I teraz najważniejsze zdanie tego tekstu: Za funkcjonowanie miasta, z którego korzysta realnie ok. 890 tysięcy osób, płaci dziś w podstawowym sensie ok. 530 tysięcy podatników PIT. To ci, którzy rozliczają podatek „na Wrocław”.
Z tych 4,5 mld zł udziału w PIT, po podzieleniu przez ok. 530 tys. osób, wychodzi ok. 8 500 zł rocznie udziału w PIT na jednego podatnika. To nie jest cały PIT człowieka. To jest ta część jego podatku, którą państwo oddaje Wrocławiowi. W praktyce oznacza to, że ok. 530 tysięcy podatników finansuje:
• usługi miejskie używane przez populację znacznie większą niż „liczba administracyjna”,
• infrastrukturę, która obsługuje nie tylko stałych mieszkańców, ale też dojazdy, studentów, turystów i biznes, czyli realny organizm dużego miasta.
To jest sedno pytania „kto utrzymuje Wrocław”. Nie w sensie emocjonalnym, tylko księgowym.
REKLAMA
NFZ z Sielc i leczenie we Wrocławiu
Żeby zrozumieć mechanizm bez tabel, wystarczy prosty obraz. To tylko przykład, ale działa, bo pokazuje logikę. Wyobraźmy sobie, że PIT działa jak składka zdrowotna. Jesteś zapisany do przychodni POZ w Sielcach. Tam „idzie Twoja składka”. Ale całe leczenie – lekarze, badania, szpital, nocna pomoc – odbywa się we Wrocławiu. Do Sielc nie jeździsz nigdy lub sporadycznie, ale tam płyną Twoje pieniądze. Do Wrocławia przychodzisz cały czas, ale ani złotówka ze składki tu nie trafia.
Tak wygląda sytuacja człowieka, który:
• mieszka i pracuje we Wrocławiu,
• korzysta z dróg, tramwajów, szkół, przedszkoli, szpitali,
• ale PIT ma przypisany do gminy, w której formalnie widnieje w papierach (z różnych przyczyn życiowych, formalnych albo czysto praktycznych).
Wrocław ma koszty jego obecności. Tamta gmina ma pieniądze z jego PIT.
Jeżeli jeszcze dobrze zarabia – jak lekarz, programista, menedżer – to dla małej gminy jest finansowo wart tyle, co 1,5–2 „średnich” mieszkańców. Dla Wrocławia bywa wart niewiele albo wręcz zero w części PIT, mimo że w kosztach miasta jest „pełnoprawnym użytkownikiem”. To nie jest zarzut do ludzi. To jest opis systemu, który nie trzyma się realiów dużego miasta i rynku najmu.
3 miliardy złotych różnicy rocznie
Policzmy, co by się stało, gdyby PIT szedł tam, gdzie ludzie naprawdę żyją. To jest scenariusz myślowy, ale oparty o proste dane z budżetu i arytmetykę.
Dziś:
• ok. 530 tys. podatników PIT „na Wrocław”,
• 4,5 mld zł udziału miasta w PIT,
• ok. 8 500 zł na podatnika.
Gdyby realna populacja 890 tysięcy rozliczała PIT we Wrocławiu, przy tej samej średniej:
• 890 000 × 8 500 zł ≈ 7,56 mld zł PIT.
Różnica: 7,56 mld – 4,5 mld = ok. 3,06 mld zł więcej rocznie.
Przy niezmienionych wydatkach (ok. 9,4 mld zł) dochody miasta rosłyby z ok. 8,46 mld do ok. 11,5 mld zł.
Zamiast deficytu 940 mln zł mielibyśmy nadwyżkę ponad 2 mld zł. To nie jest kosmetyka. To jest zmiana skali funkcjonowania miasta.
I ważne dopowiedzenie: to jest nadal tylko „matematyka potencjału”. Ona nie rozwiązuje automatycznie wszystkich problemów zarządczych, ale pokazuje, że Wrocław ma w sobie zaszyty ogromny zasób, który dziś w znacznym stopniu nie pracuje na rzecz miasta.
100 tysięcy to nie kosmos. A nawet… nie potrzeba aż tylu
„Ale przecież nie przekonamy kilkuset tysięcy ludzi” – powie ktoś. Nie trzeba.
Jeżeli liczba podatników PIT rozliczających się „na Wrocław” wzrosłaby o 100 tysięcy, to przy średnich 8 500 zł na podatnika miasto zyskuje:
100 000 × 8 500 zł = 850 mln zł rocznie. Tyle daje sam wzrost bazy podatkowej. Rok w rok.
Ale prawda jest jeszcze bardziej praktyczna: żeby wprowadzić konkretne, czytelne korzyści dla wrocławian płacących PIT we Wrocławiu, nie potrzeba aż 100 tysięcy nowych podatników. Wystarczy około 20 tysięcy. Dlaczego? Bo wprowadzamy pakiet korzyści w modelu ostrożnym i policzalnym: nie „dla wszystkich”, tylko dla tych, którzy realnie współfinansują miasto przez PIT. Reszta nadal funkcjonuje jak dotychczas: płaci bilety, płaci parkowanie, płaci wejścia, korzysta z usług na standardowych zasadach.
I teraz trzy elementy, w wariancie konserwatywnym (celowo ostrożnym, żeby nie budować tezy na optymizmie):
1) darmowa komunikacja miejska dla tych, którzy płacą PIT we Wrocławiu
– wymaga zrekompensowania ok. 120 mln zł (przy założeniu roboczym, że połowa wpływów z biletów dotyczy grupy PIT-owej, a połowa pozostałych użytkowników),
– to jest ok. 14–15 tys. nowych podatników PIT.
2) tańsze parkowanie – np. połowa stawek w strefie płatnego parkowania dla PIT-owców (połowa, a nie bezpłatnie gdyż musimy rotować miejscami w centrum)
– połowa wpływów SPP to ok. 16–17 mln zł,
– to jest ok. 2 tys. nowych podatników PIT.
3) miejski pakiet sportowy dla PIT-owców: Spartan + Aquapark (3 razy bezpłatne wejście w tygodniu dla podatnika PIT i jego dzieci)
– przychody tych obiektów to razem ok. 142 mln zł,
– jeśli finansujemy realny bonus tylko dla płacących PIT we Wrocławiu, a nie dla całej Polski, wystarczy zrekompensować około połowy tej kwoty, czyli ok. 71 mln zł,
– to jest ok. 8–9 tys. nowych podatników PIT.
Zsumujmy to:
• komunikacja: ok. 14–15 tys.,
• parkowanie: ok. 2 tys.,
• sport: ok. 8–9 tys.
Po zaokrągleniu: około 24 tysięcy nowych podatników PIT to próg, przy którym można wprowadzić:
– darmową komunikację miejską dla PIT-owych wrocławian,
– tańsze parkowanie dla tych, którzy płacą tu podatki,
– miejski pakiet sportowy Spartan + Aquapark.
Nie 360 tysięcy. Nie 100 tysięcy. Około 24 tysięcy.
To jest poziom: „co 20-sty wrocławianin płacący podatki we Wrocławiu przekonuje jednego znajomego, który już tu mieszka, ale rozlicza się gdzie indziej”. I to jest klucz: tu nie trzeba wielkiej kampanii ideologicznej. Tu trzeba jasnej, mierzalnej oferty.
To nie jest science fiction. tak działają już prywatne firmy
Dziś standardem na rynku jest karta sportowa od pracodawcy za ok. 170 zł miesięcznie. Ponad 2 000 zł rocznie za dostęp do sieci obiektów – w dużej mierze samorządowych. Pracodawca potrafi policzyć, że mu się opłaca. Miasto również potrafi to policzyć, tylko rzadko przekłada tę logikę na prosty komunikat dla mieszkańców: „płacisz PIT tutaj, masz konkretne korzyści”.
Tymczasem koszt miejskiego pakietu sportowego dla płacących PIT we Wrocławiu, po rozłożeniu na wszystkich podatników, to rząd kilkunastu złotych miesięcznie na osobę (w wariancie ostrożnym i liczonym tylko dla grupy PIT-owej).
Reszta PIT-u zostaje na szkoły, drogi, zieleń, kulturę, inwestycje.
To jest właśnie różnica między „programem” a „systemem”: program jest jednorazowy i polityczny, a system daje mieszkańcowi stały, przewidywalny rachunek korzyści.
Prawo nie nadąża, formularz blokuje
Jest jeszcze jeden, bardzo przyziemny problem. Żeby rozliczać PIT we Wrocławiu, trzeba w zeznaniu wpisać adres miejsca zamieszkania. Nie „miasto”, tylko konkretny adres. Dla kogoś, kto:
• wynajmuje mieszkanie,
• zmienia lokum co rok,
• nie ma meldunku, bo właściciel boi się konsekwencji,
to jest realna bariera.
Ten człowiek żyje we Wrocławiu, korzysta z miasta, często chciałby płacić tu podatki, ale nie chce wpisywać do formularza kolejnego „niepewnego” adresu. Meldunek czasowy w praktyce często nie działa. Prawo podatkowe zachowuje się tak, jakby wszyscy mieszkali w jednym miejscu przez 20 lat i odbierali korespondencję wyłącznie w papierowej skrzynce. Dlatego złożyłem do Parlamentu i Ministra Finansów postulat, by:
• pozwolić podatnikowi zadeklarować gminę, w której faktycznie mieszka (np. Wrocław),
• bez obowiązku podawania dokładnego adresu zamieszkania w formularzu,
• oraz prowadzić korespondencję przez adres elektroniczny do doręczeń.
To jest zmiana, która w praktyce odblokowałaby tysiące ludzi, którzy dziś mieszkają we Wrocławiu „na gapę podatkowo”, nie dlatego że chcą oszukiwać, tylko dlatego że system jest niedopasowany do realiów najmu, przeprowadzek i mobilności.
To dopiero początek: pozostałe przychody i koszty pod lupą
Na koniec ważne zastrzeżenie. W tym tekście zajmuję się tylko jednym strumieniem pieniędzy – udziałem Wrocławia w podatku PIT. Robię to świadomie, bo:
• PIT jest fundamentem dochodów miasta,
• od niego zależy, czy w ogóle mamy z czego finansować komunikację, szkoły, sport, zdrowie,
• a dziś ten fundament jest oderwany od realnej liczby ludzi, którzy we Wrocławiu żyją i pracują.
Ale to nie znaczy, że inne pozycje przychodowe są w porządku. Przeciwnie – każda linijka po stronie pozostałych przychodów powinna być osobno rozebrana na czynniki pierwsze:
• CIT i to, jak miasto przyciąga (albo zniechęca) firmy,
• majątek komunalny i jego wykorzystanie,
• opłaty lokalne, strefa parkowania, najem, dzierżawy,
• spółki miejskie i ich realny wkład w budżet, a nie tylko w prezentacje.
Tak samo strona kosztowa – inwestycje, bieżące wydatki, rekompensaty i projekty wymagają osobnego, twardego przeglądu. I tu od razu dopowiem jasno: nawet najlepszy system przychodowy nie naprawi miasta, jeśli wydatki są projektowane bez dyscypliny, priorytetów i mierzenia efektu dla mieszkańców.
Ten tekst to pierwszy odcinek cyklu „prezydenckiego”: odcinek o tym, kto faktycznie utrzymuje Wrocław i dlaczego system PIT w obecnym kształcie osłabia zdolność miasta do finansowania własnych usług.
W kolejnych częściach chcę równie konkretnie pokazać:
• gdzie Wrocław zostawia pieniądze na stole po stronie pozostałych przychodów,
• gdzie bez sensu je przepala po stronie wydatków,
• i jakie realne decyzje można wdrożyć bez gadania „nie da się”, tylko z mierzeniem efektu.
To nie będzie cykl o „marzeniach o mieście przyszłości”.
To będzie cykl o tym, jak przestać udawać, że bogate miasto musi żyć jak bankrut.
Założenia i sposób liczenia (żeby nie było „magii”)
1. Dane budżetowe: projekt budżetu Wrocławia 2026: dochody ok. 8,46 mld, wydatki ok. 9,40 mld, udział PIT ok. 4,5 mld.
2. Średnia „na podatnika”: 4,5 mld / 530 tys. = ok. 8 500 zł (udział miasta w PIT).
3. Populacja „realna” ok. 890 tys. traktowana jako szacunek funkcjonalny (miasto jako organizm usług i mobilności), a nie wyłącznie liczba administracyjna.
4. Modele 50/50 (bilety, sport): przyjęte celowo ostrożnie jako założenia robocze, żeby nie zawyżać efektów.
5. Wszystkie wyliczenia są scenariuszami „co by było gdyby”, służą pokazaniu skali i progu opłacalności, a nie obietnicą budżetową bez wdrożenia i kontroli.
I tak, wiem: brzmi jak coś, co powinno być standardem w zarządzaniu miastem. Dlatego warto to wreszcie policzyć i powiedzieć na głos.
Grzegorz Prigan, adwokat i menedżer
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA

