Gminy poszukują inwestorów, a ci pracowników
REKLAMA
Biznesmeni i samorządowcy zastanawiali się nad przyspieszeniem procesów inwestycyjnych w województwie mazowieckim na konferencji „Doing business in Mazovia”, zorganizowanej przez Agencję Rozwoju Mazowsza. Podczas konferencji podano przykład gminy w województwie zachodniopomorskim, której wójt stworzył odpowiednią strefę przemysłową i znalazł inwestorów. Ale gdy firmy potrzebowały 2,7 tys. pracowników, to okazało się, że w gminie bez pracy jest tylko 600 osób. Teraz większość zatrudnionych dowozi się z sąsiedniego Szczecina. Z podobnymi problemami styka się coraz więcej regionów.
Stawka na innowacje
Jak przyznał na innym spotkaniu poświęconym rynkowi pracy, zorganizowanym przez PKPP Lewiatan, prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, do fabryk koncernów koreańskich w Kobierzycach dowozi się pracowników z odległości nawet 100 km, bo rynek miejscowy nie jest w stanie zaspokoić zapotrzebowania na siłę roboczą.
- Potrzeby nasze będą rosły wraz z rozwojem metropolii. Doszliśmy do wniosku, że skoro uczelnie (w sumie 23) kształcą coraz mniej inżynierów, to powinniśmy fundować jako miasto na tych kierunkach stypendia studentom I i II semestru. Zależy nam na rozwoju inwestycji innowacyjnych i ośrodków badawczo-rozwojowych (B+R), dlatego zawarliśmy porozumienie z KGHM. Zamierzamy też uruchomić Europejski Instytut Technologii, dla którego potrzeba będzie wielu fachowców - poinformował Rafał Dutkiewicz.
Już teraz na politechnice i uniwersytecie kształci się 9 tys. informatyków, o 50 proc. więcej niż przedtem, bo jest to zawód z przyszłością. Dla osób starszych, zwłaszcza kobiet w wieku + 40 i + 50, zorganizowaliśmy akcję zatrudniania, którą chwalą tutejsze firmy, np. Volvo. Myślimy też o ściągnięciu i wykształceniu młodzieży z Ukrainy i Białorusi. Stąd akcja „Teper Wrocław”, która ma przyciągnąć ambitną młodzież z sąsiednich państw. Dla poprawy standardu życia mieszkańców będziemy rozwijać nie tylko budownictwo mieszkaniowe, ale i transport publiczny - mówi prezydent Wrocławia.
Stabilna władza
W niewielkim Mszczonowie inwestorzy zainwestowali w usługi logistyczne i produkcję ponad 1 mld dol., a bezrobocie wynosi zaledwie 5 proc. Pracę znajdują tu nawet warszawiacy.
- Władza lokalna musi być przede wszystkim stabilna i mieć wizję rozwoju. Rządzę od 1988 roku i mam sprawdzoną, dobrze wyszkoloną ekipę urzędników, która nawet bez ułatwień specjalnej strefy ekonomicznej daje sobie doskonale radę. Posiadamy certyfikat „Gminy Fair Play”, który dla potencjalnych inwestorów jest wizytówką potwierdzającą jakość świadczonych usług i współpracy między samorządem, przedsiębiorcami i mieszkańcami. Chcemy na obrzeżu gminy zbudować ekologiczną spalarnię śmieci dla Mazowsza, a w przyszłości centralne lotnisko krajowe, najpierw na cargo, potem pasażerskie. Są już chętni zagraniczni inwestorzy z pieniędzmi - mówi Józef Grzegorz Kurek, burmistrz Mszczonowa.
Decyduje osobista opinia
- Inwestorzy do gmin trafiają głównie z polecenia. Nie na wiele zdają się targi, kolorowe katalogi czy pośrednictwo urzędów Unii. O wiele lepiej rozmawiać ze zrzeszeniami branżowymi w danym kraju. Trzeba jednak skoncentrować się na 1-2 branżach. Jeżeli znajdzie się chętny inwestor, to należy mu pomagać ze wszystkich sił w walce z biurokracją i przepisami. Ponadto powinno się przystosować miejscowe szkolnictwo do potrzeb pracodawcy, np. dogadać się z jakąś szkołą zawodową odpowiedniego szczebla. No i rzecz najważniejsza, gmina musi mieć opracowany plan zagospodarowania przestrzennego. Dobrze też znaleźć dojście do wójta, burmistrza, prezydenta miasta - mówi Christian Schnell z zarządu Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej, doświadczony prawnik, który pomógł ponad 150 zachodnim firmom ulokować się w naszym kraju.
Szara strefa a szkolnictwo
Jak zauważył Czesław Ślotała, prezes spółki Polcotex, która produkuje w większości na eksport, najbardziej brakuje ludzi do pracy bez specjalistycznego wykształcenia. - Uruchomiliśmy niedawno zakład na 90 osób, ale szybko musieliśmy zamknąć, gdyż nie było komu pracować. Dlatego myślimy o przeniesieniu produkcji na Ukrainę. Naszemu rynkowi pracy najbardziej doskwiera rozwinięta szara strefa - podkreśla.
Brak chętnych do pracy Katarzyna Hall, wiceprezydent Gdańska, tłumaczy zaniechaniem kształcenia zawodowego w szkołach oraz powstaniem nowego zawodu „bezrobotny”. Ludzie ci są nieraz lepiej obeznani z przepisami, co i gdzie im się należy niż urzędnicy ich obsługujący.
- Dlatego stawiamy na młodych i specjalizację szkolnictwa zawodowego. Chcemy też przyciągać uczniów ze Wschodu, fundując np. stypendia. Efekty będą odczuwalne jednak dopiero za trzy lata - dodaje.
Wadliwy system
Z badań firmy analitycznej KPMG wynika, że brakuje osób z konkretnymi zawodami: operator maszyn, pracownik budowlany, elektryk, spawacz, ślusarz, kierowca. Z wysoko kwalifikowanej kadry najbardziej są poszukiwani informatycy, finansiści, logistycy. Okazuje się też, że obsługa rynku pracy jest niedostosowana do potrzeb w poszczególnych regionach.
- Migracją nie można tłumaczyć zjawiska braku pracowników. Wyjechali jedni, ale mamy dostatecznie duże zasoby pracowników, żeby w określonych dziedzinach ich poszukać, przygotować i zachęcić do podejmowania pracy. Rozwijająca się gospodarka oraz pomoc Unii stwarzają takie możliwości, choć Polacy bardzo niechętnie przenoszą się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu pracy - konkluduje Michał Boni, doradca PKPP Lewiatan.
ZBIGNIEW ŻUKOWSKI
zbigniew.zukowski@infor.pl
REKLAMA
REKLAMA