Zrzuty ścieków do rzek - ogromne kary dla spółek miejskich
REKLAMA
REKLAMA
Milionowe kary za zrzuty ścieków do rzek
Wody Polskie kontrolują przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjne i wytykają poważne nieprawidłowości, m.in. brak pozwoleń wodnoprawnych i dokumentów potwierdzających, ile nieczystości i jakiego rodzaju trafia do rzek. Na pierwszy ogień poszło wrocławskie Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji (MPWiK). Spółka ma 21 aktywnych przelewów burzowych, ale nie ma pozwoleń wodnoprawnych na korzystanie z nich.
REKLAMA
Wyjaśnijmy, że przelewy burzowe w miastach, w których woda opadowa spływa razem ze ściekami w ramach jednej kanalizacji, powinny być uruchamiane tylko w sytuacjach wyjątkowych, m.in. podczas nawalnych deszczy. Wtedy zrzucanie do rzek wody ze ściekami to konieczność, bo inaczej nieczystości wylewałyby się na ulice. Koszty ponosi jednak środowisko, bo nieoczyszczone ścieki trafiają bezpośrednio do zbiorników wodnych.
Brak pozwoleń wodnoprawnych i brak rejestracji zrzutów nieczystości
W wyniku kontroli Wód Polskich okazało się, że MPWiK we Wrocławiu nie tylko nie ma pozwoleń wodnoprawnych na korzystanie z przelewów burzowych, ale do tego tylko w przypadku dwóch z nich rejestruje liczbę zrzutów nieczystości i ich ilość. – W 2020 r. dokonano 48 zrzutów. Tylko przez te dwa przelewy zrzucono 2 731 800 m sześc. nieoczyszczonych ścieków komunalnych – informują Wody Polskie. Zaznaczają, że w dodatku brakuje raportów i informacji na temat stopnia zanieczyszczenia ekosystemów Odry.
Wody Polskie zapowiadają, że będą skrupulatnie rozliczać ponadnormatywne zrzucanie do rzek wody z nieczystościami
REKLAMA
Wrocławska spółka się broni. Martyna Bańcerek, rzeczniczka prasowa przedsiębiorstwa, zaznacza, że obowiązek posiadania pozwoleń wodnoprawnych wydanych przez Wody Polskie istnieje od 2017 r., a spółka od tego czasu prowadzi intensywne prace, m.in. dokonuje pomiarów, które są niezbędne do wydania decyzji. – Jest to jednak złożony i długotrwały proces. Systemy te trzeba zaprojektować, uzyskać wszystkie decyzje administracyjne, następnie je wybudować i skalibrować na podstawie rzeczywistych opadów – wyjaśnia. Martyna Bańcerek podkreśla, że MPWiK posiada raporty z przelewów burzowych, ponieważ co roku gmina składa sprawozdania w tej sprawie do Krajowego programu oczyszczania ścieków komunalnych (KPOŚK).
Wód Polskich argumentacja wrocławskiej spółki nie przekonuje. – Taka odpowiedź dziwi. Co prawda Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie wydaje pozwolenia wodnoprawne od 2017 r., ale wcześniej spółki wodno-kanalizacyjne także musiały działać na podstawie pozwoleń wydawanych przez starostwa powiatowe i wojewodów – mówi Sergiusz Kieruzel, rzecznik prasowy Wód Polskich.
Spółki miejskie kontrolowane przez Wody Polskie
REKLAMA
Problem związany z nadmiernym i niezgodnym z prawem wykorzystywaniem przelewów burzowych dotyczy nie tylko Wrocławia. – W ubiegłym roku podczas awarii oczyszczalni ścieków Czajka warszawski MPWiK w korespondencji z nami sugerował, że nie są jedną spółką, która w zakresie zrzutów nieczystości do rzeki nie działa zgodnie z prawem. To nas ukierunkowało, by przeprowadzić kompleksową kontrolę. Na pewno Wrocław nie jest jedyny. Problemy ma Łódź, a mamy sygnały, że także Szczecin – mówi Przemysław Daca, prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie.
Zapowiada, że niedługo przedstawi zbiorową informację na ten temat. – Spółki informują nas podczas kontroli, ile było zrzutów, ale już nie podają objętości tych zrzutów ani zawartości w nich ścieków bytowych, przemysłowych i poszpitalnych. Nie mamy tych informacji, a one są kluczowe – mówi Przemysław Daca. – Z tego powodu trudno mówić o tym, że miasta panują nad wodami opadowymi czy roztopowymi, jeśli za pośrednictwem swoich spółek wodno-kanalizacyjnych nie kontrolują zrzutów do rzek – podsumowuje prezes Wód Polskich.
Wysoka opłata za zrzut ścieków - brak pozwolenia wodnoprawnego
Jakie konsekwencje grożą spółkom wodno-kanalizacyjnym? – Jeśli przedsiębiorstwo nie ma pozwolenia wodnoprawnego, spółka powinna płacić pięciokrotnie podwyższoną opłatę za zrzut ścieków – mówi Przemysław Daca. Przedsiębiorstwo jest wówczas także wzywane do uzupełnienia dokumentacji.
Podwyższoną opłatę poniosły warszawskie MPWiK po awarii układu przesyłowego warszawskiej oczyszczalni ścieków Czajka w 2019 r. i 2020 r. Łącznie spółka zapłaciła ponad 32 mln zł. – Opłaty te, mimo trwania procesów odwoławczych, zgodnie z prawem zostały uiszczone – zaznacza Marek Smółka, rzecznik prasowy warszawskiego MPWiK.
Kara od wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska
Opłata w wysokości pięciokrotności stawki podstawowej za nieuprawnione zrzuty nie jest jednak formalnie karą. Sergiusz Kieruzel wyjaśnia, że ewentualną sankcję za trucie środowiska może nałożyć wojewódzki inspektor ochrony środowiska (WIOŚ) po analizie tego, co jest zrzucane. WIOŚ korzysta z tej możliwości, np. w 2019 r. nałożył na wodociągi w Lubiczu karę 8,7 mln zł za wprowadzanie ścieków do środowiska z oczyszczalni z naruszeniem warunków określonych w pozwoleniu wodnoprawnym. Chodziło o zanieczyszczenie rzeki Drwęcy.
Zapytaliśmy mazowiecki WIOŚ, czy na warszawski MPWiK została nałożona kara za zanieczyszczenie środowiska w związku z awarią Czajki, ale do chwili publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Sposoby na odprowadzanie nadwyżki wód opadowych w miastach
Kwestia uruchamiania przelewów burzowych staje się tematem ważkim w związku ze zmianami klimatycznymi. Do zobrazowania problemu wystarczą obserwacje z tegorocznego lata: część miast została podtopiona podczas trwającego kilkadziesiąt minut gwałtownego opadu. – W ciągu 30 minut może spaść nawet trzy czwarte średniej miesięcznej opadów. Żaden system kanalizacyjny na świecie nie byłby w stanie przyjąć takiej ilości wody – tłumaczy rzeczniczka wrocławskiej spółki.
W najlepszej sytuacji są miasta, które mają wyodrębnioną kanalizację sanitarną (służy ona do odprowadzania ścieków bytowych i przemysłowych), czyli m.in. Gdańsk i Gorzów Wielkopolski. Choć tę ostatnią miejscowość w ostatnim czasie także nawiedziły nawalne deszcze, nie było ryzyka, że nieczystości wyleją się na ulice.
Inne działania podjął Gdańsk, który ponad 20 lat temu został dotknięty powodzią spowodowaną ulewą (w osiem godzin spadło prawie 128 mm wody na metr kwadratowy). Od tego czasu miasto ponadpięciokrotnie zwiększyło swoją zdolność do gromadzenia wody – zbudowało 30 zbiorników retencyjnych, cztery niecki terenowe i 17 ogrodów deszczowych.
Jest to dobre rozwiązanie także dla tych miast, które mają przelewy burzowe i chcą ograniczyć niszczenie środowiska. Woda opadowa, którą przechwycą zbiorniki retencyjne, nie obciąży bowiem kanalizacji ogólnospławnej, co zmniejszy ryzyko uruchamiania przelewów burzowych. Wrocław chce za 70 mln zł zbudować cztery takie zbiorniki. Mają do nich trafiać ścieki z deszczówką, a gdy pogoda się ustabilizuje, zawartość ze zbiorników zostanie przekazana do Wrocławskiej Oczyszczalni Ścieków i tam oczyszczona. Wrocław podejmuje też starania, by kanalizację ogólnospławną rozdzielić na osobne systemy. Eksperci podkreślają jednak, że jest to kosztowna inwestycja.
Miasta będą musiały przyjrzeć się gospodarowaniu wodami opadowymi, jeśli nie chcą ponosić kosztów usuwania skutków nawałnic oraz podwyższonych opłat. Z wypowiedzi przedstawicieli Wód Polskich wynika, że ponadnormatywne zrzucanie wody z nieczystościami będzie przez nich skrupulatnie rozliczane.
REKLAMA
REKLAMA