Pobieranie opłat za świadectwa szkolne - niezgodne z prawem
REKLAMA
Przedstawiciel resortu odpowiadał na pytanie posłów PO Waldego Dzikowskiego i Łukasza Borowiaka na temat doniesień dotyczących praktyk wstrzymywania wydawania uczniom świadectw z powodu braku uiszczenia opłat na różne cele.
REKLAMA
REKLAMA
"Należy wyraźnie stwierdzić, że praktyki pobierania opłat za świadectwa szkolne oraz uzależnianie wydawania świadectwa od uiszczenia opłat na różne cele są niezgodne z prawem. Art. 50 i 54 ustawy o systemie oświaty mówi, że rada szkoły lub rada rodziców w celu wspierania statutowej działalności szkoły może gromadzić fundusze na ten cel, jednak nie można tego interpretować tak, że istnieje jakikolwiek związek między tymi funduszami, które są dobrowolnie pobierane od rodziców a wydawaniem dokumentów szkolnych" - podkreślił podsekretarz stanu.
Jak zaznaczył, próby transakcji typu świadectwo za tzw. obiegówkę (zawierającą np. informacje o dokonaniu wpłaty na radę rodziców lub rozliczenie z biblioteką szkolną-PAP) są niedopuszczalne. "Należy zacytować też wspomniany przez pana posła przepis z par. 28 rozporządzenia ministra edukacji narodowej z 28 maja 2010 r. ws. świadectw, dyplomów i innych druków szkolnych. Stanowi on iż świadectwa, odpisy świadectw dojrzałości, odpisy aneksów do świadectw dojrzałości, dyplomu, suplementy, zaświadczenia, indeksy, legitymacje szkolne i legitymacje przedszkolne dla dzieci niepełnosprawnych, a także kopie, o których mowa w par. 23 ustęp 2 są wydawane odpowiednio przez szkoły, kuratoria oświaty, komisje okręgowe i przedszkola nieodpłatnie" - mówił Sielatycki.
REKLAMA
Podkreślił, że oczywiście zdarza się, iż spośród 30 tys. dyrektorów szkół są tacy, którzy próbują takie praktyki stosować, dlatego MEN przypomina dyrektorom i kuratorom oświaty te przepisy. "15 czerwca Ministerstwo Edukacji Narodowej zamieściło na stronie internetowej taki komunikat. 19 czerwca skierowaliśmy do kuratorów oświaty pismo, w którym prosiliśmy o przypomnienie dyrektorom ich obowiązków w tym zakresie, ale też o podjęcie działań w ramach nadzoru pedagogicznego w przypadkach, gdy takie praktyki są podejmowane" - poinformował przedstawiciel MEN.
Dodał równocześnie, że przypadki występowania takiego zjawiska są pojedyncze, a resort zasięga informacji na ten temat bezpośrednio u kuratorów. "Ostatnio pytaliśmy o to kuratorów mazowieckiego i podkarpackiego, którzy nie stwierdzili takich faktów. Jeżeli chodzi o statystykę, to jej sporządzenie będzie możliwe dopiero po zakończeniu roku szkolnego, ponieważ wtedy poprosimy o zebranie danych i okaże się jaka jest skala zjawiska. Ale tak jak mówiłem, to pojedyncze przypadki. Oczywiście każdy z nich jest karygodny, bo wprowadza niepotrzebne zamieszanie w szkole i jest niezgodny z prawem i będziemy w ramach nadzoru publicznego je eliminować" - zapowiedział Sielatycki.
REKLAMA
REKLAMA