Mieszkanie dla Młodych u schyłku - czy w ciągu kilku lat funkcjonowania spełniło swój cel?
REKLAMA
REKLAMA
Kropla w morzu potrzeb
REKLAMA
Już na początku przyszłego roku dobiegnie swego finału MdM - popularny program rządowych dopłat do kredytów mieszkaniowych. Jak tłumaczy Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.pl, do rozdysponowania pozostało jeszcze około 350 mln zł z puli przeznaczonej na 2018 rok. Cały program natomiast zasili rodzimą mieszkaniówkę kwotą niespełna 3 mld zł, co jest sumą na pewno znaczącą, jednak w świetle skali deficytu mieszkań w Polsce zaledwie „kroplą w morzu potrzeb”. Dla porównania, to równowartość kosztu wybudowania około 50 km autostrady.
REKLAMA
Pytanie, czy środki te zostały rozdysponowane we właściwy sposób, docierając z pomocą do tych najbardziej potrzebujących wsparcia młodych Polaków. Miało to być bowiem głównym priorytetem MdM, za którym stały cele pośrednie, a więc stymulowanie krajowej mieszkaniówki i gospodarki, czy wreszcie poprawa dramatycznych parametrów rodzimej demografii. Co z tego udało się osiągnąć za sprawą MdM?
Syndrom „anty - Janosika”
REKLAMA
Od początku transformacji ustrojowej wszelkie najważniejsze programy państwowego wsparcia procesu zaspokajania potrzeb mieszkaniowych Polaków polegały na subwencjonowaniu własności. Po prostu państwo dopłacało i do końca trwania MdM-u będzie dopłacać obywatelom do zakupu wymarzonego lokum „żywą gotówkę”. Zaczęło się od podatkowej dużej ulgi mieszkaniowej jeszcze w ostatniej dekadzie ub. wieku, by w ostatnich latach poprzez Rodzinę na Swoim dojść do właśnie kończącego swą misję Mieszkania dla Młodych.
Tego typu polityka mieszkaniowa była pokłosiem stricte liberalnej polityki mieszkaniowej poprzednich ekip rządowych, opartej na założeniu, że najlepszym narzędziem zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych obywateli jest „niewidzialna ręka rynku”. W jej ramach absolutnie nadrzędnymi podmiotami, ale przy okazji głównymi beneficjentami, na których spoczywał praktycznie cały ciężar rozwoju krajowej mieszkaniówki, były banki i deweloperzy.
Zasadniczą wadą tak jednostronnego stymulowania rynku mieszkaniowego przez państwo, było być może mimowolne, jednak zdecydowane faworyzowanie tylko tej lepiej sytuowanej części młodych rodaków, przez których rozumieć należy szczęśliwych posiadaczy zdolności kredytowej. W ten sposób cała reszta, czyli blisko połowa obywateli III RP, pozostawała i wciąż pozostaje bez jakiegokolwiek wsparcia, a więc także bez większych szans na „własny kąt” w przewidywalnej przyszłości.
Co więcej, taki system o ile w ogóle kreował osobny, a więc dodatkowy popyt na rynku mieszkaniowym, to czynił to w marginalnym stopniu. Natomiast przede wszystkim dofinansowywał ten już istniejący popyt efektywny, co gorsza w znaczącym stopniu także z kieszeni tych mniej zamożnych, a więc w większości wykluczonych z rynku mieszkaniowego rodaków. Można by więc cały system dopłat w ramach MDM, a wcześniej także RnS, porównać do swoistego „anty-Janosika”, czerpiącego z danin także tych biedniejszych „bezdomnych” podatników w celu dołożenia do kupna mieszkania ich dużo lepiej sytuowanym rówieśnikom.
Zobacz serwis: Rozwój i promocja
Innymi słowy, beneficjenci programów dopłat w ogromnej większości i tak prędzej czy później nabyli by sobie lokum na własność i bez jakiejkolwiek rządowej pomocy. Odpada więc koronny argument entuzjastów RnS i MdM, jakoby państwowe subwencje mieszkaniowe w nadzwyczajny sposób pobudzały gospodarkę czy choćby samą mieszkaniówkę, stymulowały rynek pracy, czy też generowały dodatkowe znaczące wpływy z podatków do budżetu – podsumowuje ekspert portalu RynekPierwotny.pl.
Trudno też dopatrzeć się jakiegokolwiek pozytywnego wpływu MdM na wskaźniki demografii. Wynika to z prostej przyczyny długoterminowego zadłużenia się młodych ludzi na znaczącą, nawet pomimo państwowej dopłaty kwotę. Konsekwencją jest drastyczne uszczuplenie na długie lata domowego budżetu o comiesięczną ratę kredytową. W tej sytuacji tylko niewielki odsetek gospodarstw domowych spłacających hipoteki, w tym i te z subwencją MdM, stać na więcej niż jedno dziecko, co nie tylko nie poprawia, ale wręcz pogrąża statystyki krajowej demografii.
Choć niedoskonały, to i tak potrzebny
Mimo wszystko jednak programów subwencjonowania kredytów mieszkaniowych z MdM na czele nie należy w żadnym razie demonizować. Ekspert portalu RynekPierwotny.pl tłumaczu że każda, bez wyjątku, finansowa pomoc państwa w zdobyciu mieszkania przez własnych obywateli jest zjawiskiem pożądanym i jak najbardziej godnym uznania. Jednak zasadniczą wadą MdM jest zdecydowanie niedostateczna uniwersalność pomocy, skierowanej tylko do wybranych. Inicjatywa ta miałaby zupełnie inny wydźwięk społeczny i budziła znacznie mniej kontrowersji, gdyby równolegle z nią realizowana była koncepcja pomocy gospodarstwom domowym o dochodach niewystarczających do zaciągnięcia kredytu mieszkaniowego.
A jednak dzięki MdM już prawie 100 tys. gospodarstw domowych poprzez sfinansowanie wkładu własnego przez państwo zadłużyło się na mieszkanie w odczuwalnie mniejszym stopniu, często mogło pozwolić sobie na większe lokum albo istotnie przyśpieszyć decyzje o jego kupnie. To jednak zdecydowanie za mało, by można było zasługi MdM dla krajowej mieszkaniówki ocenić jako „wiekopomne”, a jego cele jako w pełni dokonane.
Bieżący rok jest okresem przejściowym od dotychczasowej polityki mieszkaniowej państwa do tej nowej, opracowanej i wprowadzanej przez obecną ekipę rządową. Rynkowa konwersja MdM na Mieszkanie Plus stanowi w rodzimych realiach rynkowych na tyle specyficzne novum, że stwarza wszelkie warunki do istotnego przeobrażenia krajobrazu rynku nieruchomości mieszkaniowych w kierunku większego dopasowania do potrzeb Polaków, pod warunkiem jednak pełnego sukcesu nowej rządowej inicjatywy.
Autor: Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.pl
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.