Premier: do 100 tys. zł dla powodzian
REKLAMA
Premier podkreślił, że nie ma pretensji do administracji, że nie była "profetyczna" i nie przewidziała kataklizmu. Zapowiedział jednocześnie, że działania poszczególnych instytucji przed powodzią, w jej trakcie i po niej, zostaną dokładnie sprawdzone.
REKLAMA
REKLAMA
Tusk poinformował, że wszystkie poszkodowane w powodzi rodziny, dostaną do 6 tys. zł zasiłku (beneficjentów ma wskazać wójt gminy), który nie będzie rozliczany. Dodatkowo będzie możliwość otrzymania pomocy w wysokości do 20 tys. - pieniądze te będą musiały być rozliczone na podstawie faktur i oświadczeń - w tym przypadku nie będzie konieczna ocena rzeczoznawcy, która jednak będzie niezbędna w przypadku ubiegania się o pomoc w wysokości do 100 tys. zł.
Rodziny z dziećmi w wieku szkolnym będą mogły ubiegać się również o zasiłek edukacyjny - 1000 zł na każde dziecko, które - jak mówił Tusk - mieszka w zalanym domostwie. Rząd przygotowuje również bezpłatne kolonie dla 5 tys. dzieci z zalanych terenów. Na kolonie pojadą dzieci, których rodzice wyrażą takie życzenie. Chodzi o ułatwienie rodzicom prac przy porządkowaniu domostw po powodzi.
Premier wyjaśnił, że pomoc państwa trafi do wszystkich poszkodowanych w powodzi, bez względu na to, czy są ubezpieczeni, czy nie. Dodał, że osoby ubezpieczone są w lepszej sytuacji, bo oprócz pomocy państwowej, mają swoją część ubezpieczeniową. Wyjaśnił, że odszkodowanie z ubezpieczenia nie może być niższe z powodu pomocy państwowej.
REKLAMA
Tusk powiedział, że pomoc państwa dla poszkodowanych w powodzi nie może naruszyć budżetu. "W tej chwili możemy mówić o 2 mld zł przesuniętych z rezerwy celowej" - powiedział. "Musimy się pilnować i będziemy się pilnować, żeby ta potrzebna pomoc nie naruszyła budżetu jako całości, także w przyszłym roku, bo nie możemy się wywrócić tak jak Grecja. Czyli będziemy musieli obkurczyć wydatki w innych dziedzinach, żeby to, co trzeba, naprawić i żeby równocześnie państwo nie dryfowało, tak jak na przykład nasi przyjaciele znad Morza Śródziemnego" - zapowiedział Tusk.
Premier podkreślił, że przy projektowaniu budżetu na rok 2011 ma obowiązywać "reguła wydatkowa i reguła budżetowa". Jak mówił, wydatki państwa nie będą mogły rosnąć wyżej niż "jeden procent plus inflacja". "To będzie wymagało wprowadzenia ustawy. Zakładam, że będzie to możliwe już wczesną jesienią" - dodał Tusk.
Pytany o pomysł marszałka Sejmu, pełniącego obowiązki prezydenta, Bronisława Komorowskiego, by powstał wieloletni rządowy plan dotyczący inwestycji hydrologicznych i ustawa finansująca te inwestycje na stałym poziomie 0,2 - 0,3 proc. PKB, premier oświadczył, że "wpisywanie ustawowe sztywnych wydatków czyni budżet państwa i państwo mniej elastyczne, a więc mniej zdolne też do tego, by chronić się w czasach kryzysu finansowego".
"Będę przekonywał, by w związku z koniecznością utrzymania dyscypliny budżetowej zastanowić się nad tym, czy jest potrzeba usztywnienia budżetu państwa. Chętnie wysłucham argumentacji" - mówił Tusk. Podkreślił, że Komorowski zna jego opinię w tej sprawie. "Ja jestem trochę w roli strażnika budżetu, a marszałek z racji funkcji głowy państwa, jaką pełni, myśli bardziej całościowo, tzn. nie tylko o budżecie i rządzie, ale i o całym zakresie interesów publicznych. Być może ma spojrzenie szersze. Moim zadaniem jest tłumaczyć, że budżet państwa nie jest z gumy i każdą taką propozycję trzeba ocenić pięć razy, zanim byśmy się zgodzili" - powiedział.
Premier podkreślił, że "strzałem w dziesiątkę" jest pomysł Komorowskiego, by wskazać priorytety w zakresie inwestycji hydrologicznych. Jak mówił, warto zakończyć rozpoczęte działania i "nie otwierać kolejnych frontów" po to, by ukończona inwestycja działała już, kiedy będzie potrzebna. "Zrobimy przegląd i wskażemy kluczowe dla bezpieczeństwa miejsca, gdzie skoncentrujemy wszystkie środki" - zapowiedział.
Tusk powiedział, że rząd zbada "każdą minutę postępowania wszystkich instytucji państwowych tuż, przed i w trakcie (powodzi), by wyeliminować ewentualne błędy na przyszłość i by ewentualni odpowiedzialni za jakieś błędy nie pozostali bezkarni". Podkreślił, że nie ma "żadnych istotnych zastrzeżeń do działania instytucji powołanych do informowania, koordynowania, organizowania pracy, zabezpieczenia dla tych, którzy z powodzią walczą".
"Wiem, że pojawia się nieustannie podejrzenie czy supozycja, że można było wcześniej przewidzieć, że ta powódź nastąpi. Jeszcze dzisiaj przejrzałem wszystkie możliwe raporty, doniesienia, prognozy, sygnały, jakie docierały od piątku do niedzieli do instytucji mi podległych, także do mojej kancelarii. I te informacje były adekwatne do bieżącej sytuacji" - tłumaczył Tusk.
"W niedzielę zarówno Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, jak i MSWiA informowało o tym, że w wielu powiatach są podtopienia, w wielu miejscach lokalnie ogłaszane są alarmy, że są przekraczane stany alarmowe punktowo. I nie mogę mieć szczególnej pretensji, że nikt nie przewidział, że opad niedzielny i w nocy z niedzieli na poniedziałek będzie tak intensywny, że te prognozy dotyczące poniedziałku okażą się nieadekwatne, nietrafione. Nikt nie przewidział, że ten deszcz będzie tak intensywny i że doprowadzi do tak szybkiego spiętrzenia wody. Ale czy ja mogę mieć o to pretensje do urzędników?" - pytał Tusk.
Jego zdaniem, we wszystkich odpowiednich instytucjach ludzie byli zmobilizowani, ale nikt nie mógł przewidzieć kataklizmu. "Klęski żywiołowe mają to do siebie, że przewidzieć je i ich skalę jest bardzo, bardzo trudno. Nie mogę formułować jakiegoś oskarżenia pod adresem tej czy innej części biurokracji, że nie okazała się profetyczna" - oświadczył.
Zapowiedział, że będzie audyt zewnętrzny do kontroli postępowania na zbiornikach wodnych. "Wiem, że to te miejsca, gdzie od trafnej decyzji rzeczywiście dużo zależy" - podkreślił.
W regionach dotkniętych powodzią zaczęło się szacowanie strat. 800 mln zł - tyle wynoszą szacunkowe straty związane ze zniszczeniem sieci dróg krajowych; największe szkody są na Śląsku i w Małopolsce, a także w okolicach Sandomierza. Według Ministerstwa Infrastruktury, powódź spowodowała ograniczony ruch drogowy na ponad 300 km; będą zmiany w harmonogramach budowy dróg.
Ze wstępnych szacunków w Małopolsce wynika, że straty w wałach przeciwpowodziowych i urządzeniach wodnych mogą wynieść ponad 300 mln zł. Koszty będą wyższe niż po powodzi w 2001 r., kiedy wyniosły 250 mln zł.
Opolski dystrybutor prądu szacuje swoje straty w infrastrukturze energetycznej na 900 tysięcy zł.
Wojewoda śląski oszacował wstępnie straty w regionie na ponad 63 mln zł. Według danych centrum kryzysowego wojewody śląskiego, w regionie zalanych jest ponad 1,8 tys. budynków, uszkodzone 42 drogi oraz 22 wały rzeczne.
REKLAMA
REKLAMA